Pięć goli, nieuznana bramka i zmierzch potęgi. Niemcy w Bernie zszokowali cały piłkarski świat
Była 84. minuta meczu, kiedy Ferenc Puskas i jego koledzy otrzymali kolejny boiskowy cios. Helmut Rahn skompletował dublet i w wielkim finale mundialu wyprowadził kadrę Niemiec na prowadzenie. Grunt - w przenośni i dosłownie, bo pogoda tamtego dnia była naprawdę kiepska - osuwał się coraz bardziej spod stóp Węgrów. Niedługo potem nastąpiła jedna z największych sensacji piłkarskich mistrzostw świata.

Piłkarskie reprezentacje Niemiec - wówczas aż trzy, bo mowa tu o RFN, NRD i Protektoracie Saary - z wiadomych względów były na cenzurowanym w świecie futbolu po II wojnie światowej i nie mogły nawet pomarzyć o występie na pierwszych MŚ odbywających się po zakończeniu konfliktu. W 1950 roku do Brazylii Niemcy nie pojechali.
Już cztery lata później swoiste obostrzenia jednak zelżały, a na MŚ 1954 awansowała kadra Republiki Federalnej - powiedzieć jednak, że nie była faworytem, to jak nic nie powiedzieć. "Die Mannschaft" 16 lat po swoim ostatnim mundialu, będąc przedstawicielem kraju zrujnowanego przez przegraną wojnę, było bardziej kandydatem do prędkiego pożegnania się ze zmaganiami. A jednak... podopieczni trenera Seppa Herbergera tanio skóry nie sprzedali.
Szalony turniej niemieckiej kadry. "Die Mannschaft" zadziwiało w 1954 roku
W połowie lat 50. mistrzostwa znów odbyły się w kraju, który został oszczędzony przez zawieruchę II WŚ - a konkretnie w Szwajcarii. Niemcy weszli w rywalizację całkiem nieźle - mimo prędko straconego gola przeciwko debiutującej na mundialu Turcji ostatecznie zatriumfowali nad nią 4:1.
Później nie było już tak przyjemnie. W ramach drugiej potyczki ekipa niemiecka stanęła w szranki z Węgrami - wówczas absolutną potęgą, która pod przewodnictwem szkoleniowca Gusztava Sebesa zyskała nawet miano "Złotej Jedenastki". Madziarzy od samego początku pokazywali, że rola faworyta MŚ im pasuje - na inaugurację występów na turnieju rozbili oni (debiutującą podobnie jak Turcja) drużynę Korei Południowej aż 9:0.
Dla Niemców też nie było specjalnej litości - Węgry wygrały tu 8:3, a starcie było absolutnym popisem Sandora Kocsisa, autora czterech trafień. To skomplikowało sytuację kadry Herbergera, która zgodnie z ówczesnym systemem gier musiała podejść do swoistego rewanżu z Turkami w ramach barażu.
Tutaj jednak nie było wątpliwości, kto jest lepszy - oponenci zostali ograni 7:2, a wyróżniającym się zawodnikiem był zdobywca hat-tricka Maximillian Morlock. Dzieła zniszczenia dopełnił Fritz Walter, kapitan kadry.
Faza pucharowa rozpoczynała się wówczas ćwierćfinałami - w nich Niemcy trafili na zespół Jugosławii i tu już ich triumf był skromniejszy - skończyło się na rezultacie 2:0, w tamtych czasach de facto mniej typowy w związku z mocno ofensywnym podejściem do futbolu.
Z dnia na dzień zaczynało coraz mocniej pachnąć sensacją. W półfinale Niemcy ograli 6:1 Austriaków (ci potem na pocieszenie wywalczyli sobie najniższe miejsce podium) i mogli stanąć do bezpośredniej walki o puchar z... Węgrami.
"Cud w Bernie". Jak Niemcy zszokowali cały piłkarski świat
Mimo wszystko to właśnie "Złota Jedenastka" była tu faworyzowana. 4 lipca 1954 roku obie ekipy zameldowały się na - dziś już nieistniejącym - Wankdorfstadion w Bernie. Pogoda nie dopisywała.
Ulewny deszcz sprawił, że murawa wręcz zmieniła się w grzęzawisko, ale "Die Mannschaft" miało na to odpowiedź. Słynna jest już historia o tym, że drużynie niemieckiej pomogły specjalne buty przygotowane przez Adiego Dasslera, założyciela firmy Adidas.
Jedną z tajnych przewag Niemiec Zachodnich były buty Adidas, które nosili. Ważyły połowę tego co tradycyjne angielskie buty noszone przez Węgrów i co najważniejsze, miały wykręcane korki, które można było zmieniać w zależności od warunków pogodowych
Mimo wszystko nie można uzależnić przebiegu starcia wyłącznie od tego detalu - zwłaszcza że Niemcy wykazali się sporą walecznością i podnieśli się po kiepskim początku zmagań.
Wynik został otworzony w 6. minucie przez - a jakże - Ferenca Puskasa. Dwie minut potem do siatki trafił też Zoltan Czibor i pewnie wielu kibicom zgromadzonym na stadionie przeszło przez myśl, że może dojść tu do pogromu.
Już w 10. minucie nadeszła riposta - gola kontaktowego zdobył niezawodny Morlock, który notabene został ostatecznie wicekrólem strzelców MŚ. W minucie 18. tymczasem wyrównanie dał Helmut Rahn.
Potem przez długi czas wynik się nie zmieniał - aż nadeszła 84. minuta, kiedy to Rahn przyjął futbolówkę przed polem karnym, lekko podprowadził ją do przodu, po czym bezwzględnie pokonał Gyulę Grosicsa. Madziarzy mieli prawo być zdruzgotani, ale podjęli się jeszcze próby ratowania sytuacji - w 87. minucie Puskas zdobył kolejnego gola, ale... odgwizdano spalonego. Chwilę potem było już po wszystkim.
Fritz Walter odebrał później Złotą Nike i tym samym mógł świętować ze swymi kolegami dokonanie jednego z największych zwrotów akcji w dziejach piłki nożnej. Mecz, który do historii przeszedł jako "Cud w Bernie" był jednocześnie początkiem zmierzchu węgierskiej potęgi piłkarskiej - trener Sebes ostatecznie pożegnał się z kadrą w 1956 roku i - choć zapisał na swym koncie mistrzostwo olimpijskie - to do końca życia mógł czuć pewien niedosyt. "Złota Jedenastka" przez wielu jest do dziś uznawana za najlepszą ekipę, która nie sięgnęła po złoto MŚ...
Na koniec warto nadmienić jeszcze jedną rzecz - wokół zwycięstwa Niemców po latach narosły pewne kontrowersje, w myśl których co najmniej część piłkarzy "Die Mannschaft" mogło przyjmować przed finałem środki, które dziś uznalibyśmy za doping. W 2013 roku zespół pod przewodnictwem badacza Erika Eggersa z berlińskiego Uniwersytetu Humboldtów opublikował raport, w myśl którego futbolistom RFN miano podawać Pervitin - środek na bazie metamfetaminy wywołujący pobudzenie. Substancja ta "zrobiła karierę" podczas II wojny światowej, kiedy była podawana żołnierzom niemieckim - zwłaszcza słynna była w tym przypadku "panzerschokolade" - "czekolada pancerna", choć, wbrew rozpowszechnionej nazwie, najczęściej Pervitin aplikowano w formie tabletek.
Niemniej - po tylu latach nikt nie jest w stanie w stu procentach udowodnić, że 4 lipca 1954 roku Niemcy wyszli na murawę "podkręceni". "Cud w Bernie" pozostanie nienaruszalny już na zawsze.

