We Francji powstało ponad 60 książek na jego temat. Przez wiele lat był idolem Francuzów. Przystojny, elokwentny, bogaty, odnoszący sukces w każdej dziedzinie. Później jego wizerunek został nadszarpnięty. Okazało się, że działał na granicy prawa, w jednej chwili potrafił zwolnić setki pracowników, oszukiwał w biznesie, przekupywał w futbolu. To on stał za jedną z największych afer korupcyjnych współczesnej piłki. Na wiele miesięcy trafił do więzienia. Do końca życia żył jednak w dostatku. Co dosypano piłkarzom Lecha Poznań? O metodach Tapiego przekonali się piłkarze Lecha Poznań. W 1990 roku ówcześni mistrzowie Polski z Wielkopolski grali w Lidze Mistrzów przeciw Olympique Marsylia. W pierwszym meczu sprawili ogromną niespodziankę. Pokonali 3-2 faworyzowane Olympique Marsylia, od kilku lat należącą do Bernarda Tapie’go. Francuski biznesmen miał tylko jeden cel. Chciał uczynić z Marsylii najlepszy klub w Europie. Z sezonu na sezon ściągał wielkie gwiazdy. Był nawet o krok od zatrudnienia Diego Maradony. Olympique Marsylia w meczu z Lechem prowadził słynny Franz Beckenbauer, legenda niemieckiej piłki nożnej, zagrali m.in.: Eric Cantona, Chris Waddle, Jean Tigana, Jean-Pierre Papin, Eric Di Meco. A przeciw nim: Andrzej Juskowiak, Kazimierz Sidorczuk, Mirosław Trzeciak, Kazimierz Moskal, Damian Łukasik. Zasłużona porażka w Poznaniu była dla Francuzów kompletnym zaskoczeniem i bardzo obawiali się rewanżu. Postanowili się zabezpieczyć. W dniu meczu większość piłkarzy Lecha leżała pokotem. Narzekali na bóle brzucha, głowy. Część z nich miała gorączkę, dreszcze. Nie byli w stanie normalnie funkcjonować. Na Stade Velodrome przegrali 1-6. Nie ma dowodów na to, że zostali otruci, ale wszystkie poszlaki na to wskazują. Lechici nocowali i jedli w hotelu Concorde Palm Beach. Tam prawdopodobnie do ich napojów została dosypana nieznana substancja. Po wielu latach pisał o tym jeden z najbliższych współpracowników Tapiego, Marc Fratani. W swojej książce napisał, że dosypywanie do plastikowych butelek, z których korzystali później przeciwnicy, środków psychotropowych było jedną z praktyk Tapiego. Na objawy zatrucia pokarmowego akurat przed meczach z OM skarżyli się później piłkarze CSKA Moskwa, Rennes. Korupcja przed finałem Ligi Mistrzów Tapie dążył do sukcesu za wszelką cenę. Nie tylko kupował więc piłkarzy do swojego klubu, ale też przekupywał piłkarzy klubów, z którymi rywalizował. Słynny francuski menedżer Arsene Wenger, później pracujący przez wiele lat w Arsenalu Londyn, po latach przyznał, że najbardziej w życiu oszukał go Tapie i jego Marsylia. "To był najgorszy okres w historii francuskiej piłki nożnej. Futbol był skażony od wewnątrz przez wpływy i metody Tapiego" - mówił Wenger w wywiadzie dla "L’Equipe". Były menedżer "Kanonierów" mówił wprost, że kiedy pracował w Monaco, jego piłkarze byli przekupywani przez Tapiego. Z tego powodu nie zdobyli mistrzostwa Francji. Przez wiele lat Tapie był bezkarny, a to oznaczało, że stracił czujność. W 1993 roku postanowił zabezpieczyć wynik i zdrowie swoich piłkarzy podczas ligowego meczu z Valenciennes. OM miała już zapewniony tytuł. Po tym spotkaniu grało finał Ligi Mistrzów z AC Milan. Tapie nie chciał ryzykować i polecił swojemu współpracownikowi przekupić piłkarzy rywali, by odpuścili ten mecz. Jeden z nich - nazywał się Jacques Glassmann - poinformował w przerwie meczu o wszystkim swojego trenera. Valenciennes nie chciało dokończyć spotkania. Po negocjacjach, które odbywały się na boisku, dali się jednak nakłonić do gry. Przez kilka dni nic z tego nie wynikło. Francja żyła finałem Ligi Mistrzów. Marsylia wygrała. Jako pierwszy i jedyny do dziś klub francuski sięgnęła po to trofeum. Tapie triumfował. Do dziś nieoficjalne motto Marsylii brzmi "Na zawsze pierwsi". Ale to był początek końca wielkiego Bernarda. Nikt nie zamierzał zamieść tej sprawy pod dywan. UEFA wkrótce wyrzuciła Marsylię z europejskich pucharów, w kolejnym roku francuska federacja zdegradowała OM, a po burzliwym procesie w 1995 roku Tapie został skazany na dwa lata więzienia. W zakładzie karnym przesiedział osiem miesięcy. Był bardzo lubianym przez współwięźniów. Pomagał im w wypełnianiu deklaracji podatkowych. Od zera do milionera Tapie znał się na tym. Miał głowę do interesów. Do wielkich pieniędzy doszedł mimo wielu swoich wad i kontrowersyjnych metod własną pracą. Pochodził z przedmieść Paryża, z rodziny robotniczej. Został kapitalistą, bezwzględnym, działającym bez skrupułów, ale skutecznym. Paradoksalnie później w polityce wykorzystywali go do swoich celów socjaliści. Zaczynał od sprzedawania telewizorów, a potem wpadł na pomysł, że będzie skupywał firmy za przysłowiowego jednego franka, a sprzedawał za miliony. To zadziałało. Miał kilka takich firm. Z czasem został właścicielem Adidasa, który chylił się ku bankructwu. Gdy nabrał biznesowej ogłady i napchał portfel działał inaczej, korzystając ze swoich politycznych koneksji. To właśnie dzięki temu nabył akcje Adidasa. Pracę w biznesie łączył z działalnością medialną. Był piosenkarzem, aktorem, prezenterem telewizyjnym, miał własne programy telewizyjne, pisał książki, radząc w nich jak odnosić sukces. W sporcie oprócz tego, że był właścicielem Marsylii należała do niego grupa kolarska La Vie Claire (to jedna z firm, którą kupił za franka), w której jeździli m.in. Bernard Hinault i Greg LeMond, dwie ikony kolarstwa francuskiego i amerykańskiego. "Do polityki wszedłem bogaty, wyszedłem biedny" Mimo korupcyjnej przeszłości, pobytu w więzieniu, biznesowych przekrętów Tapie nadal przyciągał jak magnes. Na początku XXI wieku, kiedy Marsylia była w kryzysie, znów dostał propozycję, by jej pomógł swoim doświadczeniem. Ale już bez wielkich pieniędzy, w innych realiach futbolowych, nie był w stanie w niczym pomóc. Chętnie się udzielał jako ekspert. Wspominał dawne czasy. Nigdy nie czuł się winny. "Kłamałem, ale kłamałem w dobrej wierze" - powtarzał. Zarzucał też sędziom spisek paryskich elit, które miały go zniszczyć w czasie procesu OM - Valenciennes.. Po latach powiedział, że najgorszą jego decyzją było wejście do polityki. Najbardziej zawiódł się właśnie na politykach. "Do polityki wszedłem bogaty, wyszedłem z niej biedny" - podkreślał. Nie zawiódł się na kibicach. W Marsylii nadal jest wielbiony niczym Bóg. Dał klubowi i Francji najważniejsze trofeum w europejskiej piłce. Nie ma znaczenia, jakimi metodami. Kondolencje po śmierci rodzinie zmarłego złożył wielki kibic Marsylii, prezydent Francji Emmanuel Macron. "Jego energia, ambicja i entuzjazm były inspiracją dla wielu Francuzów" - napisał Macron. Nie pominął ciemnej strony życia zmarłego. "Złota legenda mieszała się z cieniami kroniki sądowej - przegranymi procesami, wyrokami skazującymi". Olgierd Kwiatkowski