Według szefa klubu z Nicei piłkarze Marsylii odpowiedzieli zbyt mocno po tym, jak Dimitri Payet został trafiony butelką w narożniku boiska, gdzie miał wykonać rzut rożny. Ponadto dodał, że przedstawiciele gości mieli "uderzyć naszych graczy". Spotkanie na na Allianz Rivera zostało przerwane w 72. minucie, gdy na murawę wbiegli kibice z sektora zza jedną z bramek. Powstało wielkie zamieszanie, podczas którego trzech piłkarzy Marsylii i kibic Nicei zostali ranni. Sędzia nakazał zawodnikom zejść do szatni, a piłkarze gości odmówili powrotu na boisko z obawy o własne bezpieczeństwo."Każdy widział, co się wydarzyło, były rzucane butelki i nie można temu zaprzeczać. Tym, co jednak wywołało ogień, to była reakcja dwóch piłkarzy Marsylii (Alvaro Gonzalez i Matteo Guendouzi - przyp. red.), którzy odrzucili te butelki, jak i inne w kierunku naszych kibiców" - powiedział Rivere. "To wielkie rozczarowanie, że tak to się skończyło. Sprawa jest jasna. Ochrona Marsylii nie powinna wychodzić na murawę i uderzyć naszych piłkarzy. Nie rozumiem, dlaczego Marsylia nie zgodziła się na wznowienie gry" - dodał.Guendouzi i Luan Peres byli wśród piłkarzy gości, którzy mieli widoczne oznaki "spotkania" z fanami Nicei. U Payeta też było widać pewne ślady, ale one powstały prawdopodobnie w wyniku trafienia butelką. Do momentu przerwania meczu Nice prowadziło 1-0. Jedynego gola strzelił Kasper Dolberg. Derby Lazurowego Wybrzeża to zawsze był mecz podwyższonego ryzyka. Piłkarzem Marsylii jest Arkadiusz Milik, który jeszcze nie wyleczył kontuzji i dlatego nie było go w kadrze na niedzielny mecz. Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Ligue 1Pawo