Kamil Glik został oceniony w "L'Equipe" na "czwórkę", dość słabo, bo niższą notę dostał tylko jego partner ze środka obrony Benoit Badiashile. Po 14 minutach podopieczni Leonardo Jardima, który wrócił na ławkę po krótkiej, zaledwie kilkumiesięcznej przerwie, musieli grać w dziesięciu, bo czerwoną kartkę - po konsultacji z systemem VAR - otrzymał William Vainqueur. Nie załamało to jednak gości, którzy jeszcze do przerwy uzyskali dwubramkowe prowadzenie. Wszystko zaczęło się psuć od początku drugiej połowy. Guingamp szybko złapało kontakt, potem wyrównał Marcus Thuram, syn Liliana i gospodarze z Bretanii mieli jeszcze kilka szans, aby przechylić szalę na swoją korzyść, choć gdyby Fabregas trafił w ostatniej minucie do siatki, a nie w słupek, nastroje w obydwu ekipach byłyby zupełnie inne. Wcześniej, na końcowe 10 minut, w drużynie Monaco pojawił się na boisku młodszy syn Thurama, Khephren, co oznaczało "bratobójczą walkę" z Marcusem. Najważniejszy moment meczu nastąpił jednak... tuż przed serią rzutów karnych. Trener Guingamp Jocelyn Gourvennec zdecydował się wówczas na pokerowe zagranie, podobnie jak Louis van Gaal na mundialu w Brazylii i zmienił bramkarza. Jak się okazało, miał nosa. Marc-Aurele Caillard obronił dwie jedenastki, w tym tę wykonywaną przez Glika, i gospodarze mogli cieszyć się z awansu, mimo że swojego karnego nie wykorzystał m.in. Marcus Thuram. Co ciekawe, Caillard był już bohaterem w poprzednich rundach pucharu, gdy Guingamp pokonało Angers i Niceę również... po rzutach karnych, ale przede wszystkim pogrążył swój dawny klub. Razem z Monaco zdobywał w 2013 roku tytuł mistrza Francji do lat 19. Oczywiście, po rzutach karnych, a jakże, broniąc w finale z Nantes ostatnią jedenastkę po bardzo długiej serii zakończonej wynikiem 9-8. RP