Neymar został bohaterem spotkania dokładnie w momencie, w którym drużyna najbardziej tego potrzebowała. W doliczonym czasie gry popisał się znakomitym uderzeniem, niemal z przewrotki, przesądzając o zwycięstwie PSG (1-0). Wcześniej przez długi czas był wygwizdywany przez paryskich kibiców (szczególnie ultrasów, nadających ton), którzy nie mogą pogodzić się z zamieszaniem wokół transferu Brazylijczyka do Barcelony, a przede wszystkim z jego negatywnymi wypowiedziami o klubie. To był bardzo trudny wieczór, trochę nawet szalony. Zaczęło się od tego, że autokar z piłkarzami podjechał przed meczem nie przed główne wejście i czerwony dywan, jak zwykle, ale trochę dalej od kibiców. Po to, aby oszczędzić Neymarowi nieprzyjemnych sytuacji. Potem były gwizdy na stadionie (podczas rozgrzewki zagłuszane muzyką niemal na pełny regulator), a nawet głośne śpiewy na cześć... Edinsona Cavaniego, który jest kontuzjowany i nie mógł grać. Wszystko po to, aby pokazać, że Urugwajczyk uosabia wartości klubu, a Brazylijczyk - zupełnie nie. Wrogie przyjęcie było jednak nie tylko słychać, ale też widać. A niektóre transparenty naprawdę wymowne. "Neymar, hijo de p..." (Neymar, skur...), "Neymar sr sprzedaje syna do Vila Mimosa" (to znana dzielnica czerwonych latarń w Rio). Albo jeszcze mocniejsze: "20 mln euro, żeby dołączyć do Messiego (to przypomnienie, że Neymar chciał dołożyć własne pieniądze, aby wrócić do Barcelony - red.), nie chcemy dziwki w Paryżu". Nikt w takiej sytuacji nie spodziewał się, że zakończenie będzie zupełnie nieprzewidywalne. Co ważne, Neymar nie starał się dodatkowo prowokować, po meczu natychmiast poszedł do szatni, a potem długo opowiadał, jak to wszystko przeżywał. Jak, jakby starał się odciąć układ nerwowy. - Nie potrzebuję, żeby mnie wspierali albo skandowali moje nazwisko. Chcę tylko, żeby wspierali PSG. Jeśli klub jest ważniejszy jako instytucja od jakiegokolwiek zawodnika, to niech wspierają drużynę - mówił, ale zaraz dodawał: - Wiem, że teraz będę rozgrywał wszystkie mecze tak, jakbym występował na wyjeździe. I przypominał: - Za każdym razem, kiedy tutaj grałem, spełniałem oczekiwanie. To w PSG mam najlepsze statystyki w karierze. Widać zatem po tej pierwszej reakcji, że to może być długa batalia psychologiczna między piłkarzem, który nie chce przyznać, że popełnił jakikolwiek błąd, a częścią kibiców, którzy nie zamierzają mu tak łatwo wybaczyć. Częścią - bo wielu z nich, jak wynika z komentarzy pomeczowych, zaczyna się juz łamać. - Wszyscy wiedzą, że chciałem odejść. Nie chcę jednak mówić o szczegółach negocjacji. Jeśli gdzieś nie czujesz się dobrze, masz ochotę zmienić miejsce. Nie pozwolono mi jednak na to, więc rozdział jest już zamknięty. Nie będę o tym rozmawiał. Myślami jestem w PSG i na boisku dam z siebie wszystko. To moja praca - mówił. Neymar nie byłby jednak sobą, gdyby nie odwołał się do Boga. - Wiedziałem, że kibice mogą się tak zachować. Taki czasami wygląda futbol, ale na końcu Bóg jest sprawiedliwy. I pobłogosławił mi. A żeby wprowadzić jeszcze więcej zamieszania w ten nietypowy wieczór, tuż po strzelonej bramce Neymar schował piłkę pod koszulkę, tak jak robią piłkarze spodziewający się dziecka. - Nie, nie będę ojcem - rozwiał szybko wątpliwości. To dla matki mojego syna, która właśnie urodziła. Obiecałem, że wykonam jakiś gest... Remigiusz Półtorak Ligue 1: wyniki, tabela, strzelcy, terminarz