To kuriozalna sytuacja. W czasie meczu nic jej nie zapowiadało. Mało tego, jeszcze przed pierwszym gwizdkiem kibice zorganizowali niewielką manifestację poparcia przed stadionem, zapewniając, że mimo słabej postawy pozostaną wierni niedawnym mistrzom Francji. Po spotkaniu sytuacja wymknęła się jednak spod kontroli. Na boisko wbiegło około 200 chuliganów, dając piłkarzom jasno do zrozumienia co myślą o ich słabej grze. Doszło do przepychanek, w których kilku piłkarzy zostało lekko poturbowanych. Nie wiadomo, jakie byłyby dalsze efekty, gdyby w obronie zawodników nie stanęli ochroniarze, początkowo również zaskoczeni. Wtedy kibice chcieli dobrać się do skóry również obecnemu na trybunach prezesowi Lille. Gerard Lopez szybko opuścił jednak obiekt i zapewne nie słyszał gróźb pod swoim adresem. A rozjuszeni chuligani nie przebierali w słowach. "Jeśli tylko spadniemy, nie żyjesz" - mieli wykrzykiwać pod adresem prezesa. Kapitan Ibrahim Amadou, nie ukrywał szoku po tym co zaszło. - Kibice zachowują się tak, jakby liga się już skończyła i jakby nasz spadek był już pewny. Nie mogę zrozumieć takiego zachowania! - mówił po meczu. - Są granice, których nie wolno przekraczać. Tym bardziej, że mamy w drużynie wielu młodych zawodników... - dodawał Yassine Benzia. Władze ligi zdecydowanie potępiły wtargnięcie kibiców na murawę. To kolejne kluczowe - i negatywne - zdarzenie w tegorocznym sezonie Lille. Zespół nie tylko gra słabo na boisku (19., przedostatnie miejsce w tabeli), ale również za kulisami jest bardzo niestabilnie. Chodzi zarówno o nie do końca jasne finansowanie, jak i spór z byłym już trenerem Marcelo Bielsą, który domaga się ponad 18 mln euro za przedwczesne zerwanie kontraktu. Pierwszy wyrok zapadł za korzyść klubu, ale to jeszcze nie koniec batalii. Dlatego koniec sezonu zapowiada się w Lille bardzo gorąco. RP Zobacz wyniki, terminarz i tabelę francuskiej Ligue1