Taki jest dzisiaj cel numer jeden. Po fatalnej pierwszej części sezonu, po której Monaco zajmuje przedostatnie miejsce z pięciopunktową stratą do pozycji dającej pewne utrzymanie, został wprowadzony stan nadzwyczajny. Trener Thierry Henry, który objął pikujący zespół w połowie października na razie nie zmienił tendencji i nie sprawił, że wraz z jego przyjściem ekipa złapała wiatr w żagle. Innymi słowy - efekt psychologiczny nie zadziałał. Na pewno, oprócz wyraźnie słabszej formy najbardziej doświadczonych zawodników, nie pomogła mu w tym fala kontuzji, przez które nie mogło grać - w różnych okresach - nawet kilkunastu piłkarzy, m.in. Kamil Glik. Od początku było jednak wiadomo, że w zimowym okienku transferowym nastąpią wzmocnienia. Jako pierwszy przyszedł doświadczony Brazylijczyk Naldo. 36-latek będzie rywalizował o miejsce na środku obrony obronie z Glikiem, Jemersonem oraz najmłodszym z tego grona Badiashile’m. Teraz kolejnym wzmocnieniem jest Vainqueur, który występował już w Ligue 1 w barwach Nantes oraz Olympique’u Marsylia i zostawił po sobie całkiem dobre wrażenie. Z tureckim Antalyaspor jest związany do 2020 roku, a do Monaco przychodzi na razie na pół roku. Największe zainteresowanie towarzyszy jednak zdecydowanie Fabregasowi. Hiszpan pojawił się na Lazurowym Wybrzeżu w niedzielę i jest zdecydowany grać u Henry’ego, swojego dobrego kolegi z dawnego Arsenalu, ale Monaco musi jeszcze porozumieć się z Chelsea, jego aktualnym klubem. Henry grał z Fabregasem przez cztery lata (2003-2007), ma również tego samego agenta Darrena Deina. Dzisiaj przekonuje, że od czasu kiedy odszedł z ekipy "Kanonierów", jest w stałym kontakcie z Ceskiem. Do tego stopnia, że - jeśli mu wierzyć - potrafili dzwonić do siebie co dwa-trzy dni. - Każdy klub chciałby mieć takiego zawodnika. Na razie trwają negocjacje - mówi Henry. O co chodzi? Najpewniej o pieniądze. Fabregasowi kończy się kontrakt w czerwcu. Wtedy mógłby przejść za darmo, ale Monaco też nie chce czekać. Z drugiej strony, Chelsea powinna go spokojnie puścić, aby jeszcze zarobić, ale szuka też zmiennika, a poza tym jest kwestia ceny. W mediach pojawia się kwota 10 mln euro, według portalu Transfermarkt były reprezentant Hiszpanii jest wyceniany nawet na 25 mln. A Monaco niekoniecznie chce przepłacać. Stąd tak długie oczekiwanie na oficjalne potwierdzenie transferu. Nikt już nie ma jednak wątpliwości, że Cesc będzie uczestniczył w misji ratowania klubu przed spadkiem. Wiele wskazuje również na to, że dołączy do niego reprezentant francuskiej młodzieżówki, lewy obrońca Fodé Ballo-Touré, który w pierwszej rundzie był podstawowym zawodnikiem Lille. Remigiusz Półtorak Zobacz wyniki, terminarz i tabelę francuskiej Ligue 1