Podkreśla też, że miał w życiu wiele szczęścia, pochodzi bowiem z małej miejscowości Jeremoabo w stanie Bahia, skąd jeszcze żaden piłkarz nie zaszedł tak daleko. "Na początku wiele klubów mnie odrzucało - Vasco, Palmeiras - ale walczyłem, miałem wielką wiarę i Bóg mi pomógł", mówi zawodnik, którego pełne nazwisko brzmi Jemerson de Jesus Nascimento. To zobowiązuje. Remigiusz Półtorak, eurosport.interia.pl: Jemerson, gra Pan na środku obrony z Kamilem Glikiem. Jakim jest partnerem na boisku? Jemerson, obrońca AS Monaco: - Nie powiem pewnie nic odkrywczego. Kamil jest zawodnikiem niezwykle ważnym dla Monaco. A wiem coś o tym, bo środek obrony to kluczowa pozycja. Poprzedni sezon miał znakomity, ale w tym, który się niedawno zakończył też spisywał się bardzo dobrze. Niestety, miał dużego pecha tuż przed mundialem. Kontuzja barku uniemożliwiła mu pokazanie wszystkich umiejętności i nie mógł zagrać we wszystkich spotkaniach, ale to że pokazał się na boisku po takim urazie i jak zwykle zagrał na swoim poziomie mówi samo za siebie. Mam nadzieję, że będziemy mogli grać razem jeszcze przez długi czas. Ale proszę powiedzieć, tak z ręką na sercu, zaskoczyła Pana ta kontuzja Kamila? Bo to piłkarz, który jest twardy jak skała, a tu nagle doznał urazu tuż przed najważniejszą imprezą. - Tak, muszę przyznać, że to była dla mnie niespodzianka. Poznałem Kamila już trochę lepiej, wiem na co go stać i widziałem nieraz, jaki jest twardy. Ale to, że wrócił tak szybko, że zagrał na mundialu, choć wydawało się to niemożliwe, też chyba o czymś świadczy? Tym lepiej dla drużyny. Nie mam wątpliwości, że wkrótce wróci do swojej optymalnej formy i będzie wzmocnieniem dla Monaco tak jak dotychczas. Dużo się Pan od niego nauczył? - Kamil jest dużo bardziej doświadczony, to prawda, ale ja też mam już 26 lat... Nie tak mało (śmiech). A mówiąc bardziej poważnie, dużo komunikujemy się na boisku, mam wrażenie, że wypracowaliśmy przez ostatnie dwa lata wspólnej gry wiele automatyzmów, dobrze się rozumiemy na boisku. Dobrze mi się gra u jego boku. Porażka Brazylii w ćwierćfinale z Belgią to musiał być duży cios. Tym bardziej, że Pan też był powoływany do tej ekipy, choć ostatecznie na mundial nie pojechał. - Wszyscy jako Brazylijczycy jesteśmy smutni. Wiadomo, jakim przeżyciem jest dla nas piłka nożna, a mistrzostwa świata w szczególności. Chcielibyśmy zawsze wygrywać. Co do mnie - rzeczywiście, kilka razy znalazłem się w tej reprezentacji (dokładnie dwukrotnie wystąpił w kadrze - przyp. red.), spełniało się wtedy moje marzenie, dlatego muszę przyznać, że byłem zawiedziony, iż trener nie zabrał mnie do Rosji. Przyjąłem to z pokorą i oczywiście wspierałem kolegów. Teraz szkoda mi przede wszystkim tego, że Brazylia była lepsza od Belgii, a mimo to przegrała. Rywale okazali się bardziej skuteczni. Mam nadzieję, że już niedługo, na kolejnych mistrzostwach będzie lepiej. Z Panem w drużynie? - Taki jest mój cel. Pewnie, że chciałbym jeszcze zagrać w drużynie narodowej. Ale wiem też, że droga do tego prowadzi przez dobre występy w Monaco. Razem z Kamilem... Rozmawiał Remigiusz Półtorak MŚ Rosja 2018: drabinka, terminarz, strzelcy