"Polska! Górnik! Brawo, brawo. Proszę państwa, sprawiedliwości stało się za dość! Kochani chłopcy, macie jednak szczęście" - okrzyk komentatora TVP Jana Ciszewskiego z 1970 roku stał się częścią historii polskiego futbolu. Rzut pięciofrankową monetą rozstrzygnął trwającą 300 minut batalię między Górnikiem Zabrze i AS Roma o finał Pucharu Zdobywców Pucharów. Nigdy wcześniej i nigdy później klub z Polski nie był w finale europejskich rozgrywek, aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby po barażowym spotkaniu w Starsbourgu, moneta spadła na odwrotną stronę. Dla graczy Romy, z Fabio Capello, musiała to być tragedia. Dwa lata wcześniej, w starciu o finał mistrzostw Europy, reprezentacja Włoch wygrała losowanie w Neapolu po bezbramkowym starciu z ZSRR, by potem jedyny raz w historii zdobyć tytuł nr 1 w Europie. Dla wszystkich stało się jednak oczywiste, że gdy o tytułach rozstrzyga rzut monetą "futbol traci swoją istotę". Wymyślono, że po meczach, które muszą wyłonić zwycięzcę organizowane będą serie "jedenastek". Dziś szef FIFA ogłasza, że futbol traci swoją istotę w serii rzutów karnych. To właśnie wtedy gra zespołowa, zmienia się w pojedynek jeden na jednego. Blatter mówił o tym już po finale mundialu w Niemczech, gdy w Berlinie Francuzi przegrali tytuł z Włochami. Dla Italii była to rehabilitacja za 1994 rok, kiedy w finale MŚ w Pasadenie jedenastki lepiej wykonywali Brazylijczycy. Pudło z karnego zmienił wtedy Roberto Baggio z idola Włoch w antybohatera. Nieudane strzały z jedenastu metrów w rywalizacji o najwyższą stawkę naznaczały swoim piętnem kariery wielu wybitnych graczy. Marco van Basten przestrzelił rzut karny w półfinale mistrzostw Europy w 1992 roku przeciw Danii, kiedy Holandia zdawała się być o krok od obrony tytułu. Inni spece w tej dziedzinie Michel Platini, Zico i Socrates zmarnowali jedenastki w rywalizacji o półfinał mundialu w 1986 roku. Nie ma piłkarza, który nie znałby stresu związanego ze strzałem z 11 metrów. Anglik Stuart Pearce przestrzelił karnego przeciw Niemcom na mundialu Italia’90, kiedy oba półfinały rozstrzygały serie "jedenastek". Sześć lat później w ten sam sposób Anglicy rozstrzygali ćwierćfinał mistrzostw Europy z Hiszpanami. Reakcję Pearce’a po zdobyciu gola z karnego analizowali psychologowie twierdząc, że to cud prawdziwy, iż trauma z 1990 roku nie spowodowała u niego kompletnego załamania. Zaledwie cztery dni później gospodarze przegrali bój o finał z Niemcami. Oczywiście w serii rzutów karnych. Niemcy uchodzili zawsze za specjalistów od rozstrzygania meczów w ten sposób. Im nogi drżały mniej niż innym, choć przecież przegrali po karnych finał mistrzostw Europy w 1976 roku, kiedy wielkim bohaterem został Antonin Panenka reprezentujący Czechosłowację autor najsłynniejszej jedenastki w dziejach futbolu. Bastian Schwensteiger to uosobienie walorów niemieckiej piłki. Nikogo nie zdziwiło, kiedy to właśnie on wykorzystał decydującego karnego dla Bayernu w półfinale Champions League z Realem Madryt. Radość trwała trzy tygodnie, kiedy w finale na Allianz Arena Schweinsteiger przegrał pojedynek z Petrem Czechem, a decydującą "jedenastkę" wykonał Didier Drogba. Ten sam Drogba, którego dziennik L’Equipe" nazwał kiedyś "przeklętym". Napastnik z Wybrzeża Kości Słoniowej przegrał po karnych dwa finały Pucharu Narodów Afryki (w obu spudłował po jednej jedenastce), a z Chelsea moskiewski finał Champions League w 2008 roku. Loteria karnych prześladowała strzelców, ale też wynosiła na piedestał bramkarzy, jak Jerzego Dudka w finale Champions League w 2005 roku. "Dudek dance" to w ostatnich 25 latach szczytowy wkład Polski w światowy futbol. Powszechna opinia jest jednak taka, że ten sposób rozstrzygania meczów to rodzaj ruletki niemający nic wspólnego ze sprawiedliwością. Chyba, że dajemy się ponieść emocjom, jak Jan Ciszewski w 1970 roku. Jeszcze kilka lat temu Blatter twierdził, że wszystkie mecze zakończone remisami, nawet te w fazie grupowej mistrzostw świata powinny rozstrzygać rzuty karne. Dziś całkowicie zmienił zdanie. Chce uwolnić świat piłki od traumy "jedenastek". Alternatywne metody rozstrzygania meczów ma wymyślić i przedstawić grupa ekspertów, na której czele stoi Franz Beckenbauer. Będą poszukiwali mniejszego zła. Oby nie okazało się ono większe od istniejącego. A póki co niech FIFA najpierw przeforsuje wprowadzenie piłki z chipem i fotokomórkę na linii bramkowej, by pozbyć się z futbolu oczywistych skandali związanych z golami, które padły i nie zostały zaliczone. "Tragedia" Franka Lamparda z mundialu w RPA wydaje mi się większa od "tragedii" Schweinsteigera. Dyskutuj z autorem na jego blogu