W poprzedniej kolejce Club Brugge został rozbity u siebie przez ekipę Pepa Guardioli 1:5, będąc absolutnie zespołem słabszym. Dlatego belgijscy fani obawiali się, że na Etihad Stadium ich drużyna może doznać kolejnej, bardzo bolesnej porażki. Manchester City - Brugge: "samobój" Stonesa Zaczęło się niejako zgodnie z planem, bowiem już w 15. minucie Joao Cancelo wyłożył piłkę jak na tacy Philowi Fodenowi, a ten pewnym uderzeniem zdobył pierwszego gola w tym meczu. Jednak już dwie minuty później było 1:1. Po dośrodkowaniu z prawej strony boiska i zgraniu głową w pole karne Hans Vanaken uderzył mocno na bramkę "The Citizens" ale na posterunku był Ederson, który zbił piłkę do boku. Tam jednak dopadł do niej Charles de Ketelaere, który ponownie wstrzelił ją na piąty metr, a tam pechowo odbiła się od Johna Stonesa i wpadła do bramki.Gospodarze naciskali, mieli optyczną przewagę, ale niewiele z tego wynikało. Przyjezdni bronili się mądrze, ale i szczęśliwie i dzięki temu udało im się do przerwy dowieźć, korzystny z ich perspektywy, remis 1:1. Po zmianie stron znów błysnął Cancelo, który popisał się znakomity dośrodkowaniem, zamienionym na gola przez Riyada Mahreza. Drużyna prowadzona przez Guardiolę nie zamierzała jednak poprzestawać na skromnym prowadzeniu i parła w stronę kolejnych bramek. Udało jej się podwyższyć prowadzenie w 72. minucie, kiedy to po bardzo dobrym podaniu Ilkaya Gundogana do siatki trafił Raheem Sterling i zrobiło się 3:1. Dzieła zniszczenia dopełnił w drugiej minucie doliczonego czasu gry Gabriel Jesus i ostatecznie ekipa z Manchesteru wygrała to spotkanie 4:1. Wygrana gospodarzy tylko przez moment mogła wydawać się zagrożona, ale prawda jest taka, że tylko niepoprawni optymiści mogli wierzyć, że angielska drużyna da się zaskoczyć przyjezdnym. Dwie asysty zaliczył Cancelo i to jego można uznać bohaterem spotkania, choć kilku graczy z Manchesteru spisało się całkiem nieźle. KK