Na St. James' Park zmierzył się lider z ostatnią drużyną w grupie, ale trudno było odróżnić która drużyna jest która. Od pierwszego gwizdka z całą pasją natarli goście z Westfalii, którzy w grupie F, która została obwołana "grupą śmierci" nie zdobyli jeszcze bramki i zaledwie jeden punkt. Dla Newcastle to był idealny mecz, żeby usadowić się jeszcze pewniej na szczycie grupowej tabeli i zepchnąć Borussię do roli drużyny walczącej już tylko o prawo gry w Lidze Europy na wiosnę. Kibice gospodarze przecierali oczy ze zdumienia, po efektownej wygranej 4-1 z Paris Saint-Germain nie spodziewali się, żeby ostatnia drużyna w grupie stawiała zacięty opór i ostatecznie odniesie zasłużoną wygraną 1-0. Już przed upływem 10 minut Borussia Dortmund powinna trzykrotnie trafić do siatki. Bardzo groźny był holenderski napastnik Donyell Malen, którego wyraźnie szukała piłka. Jak w ukropie musiał uwijać się Nick Pope. Po stronie "Srok" starał odgryzać się Anthony Gordon, ale gospodarze musieli szybko zweryfikować plany, gdy kontuzjowanego Alexandra Isaka zastąpił Callum Wilson. Wreszcie tuż przed przerwą Borussia wyprowadziła kontratak idealny - stoper Nico Schlotterbeck zapędził się głęboko na połowę rywala, dośrodkował na środek pola karnego, a tam czekał już czekał Felix Nmecha, który trafił bezbłędnie obok Pope'a. Od samego początku drugiej połowy, goście z Dortmundu kompletnie zmienili sposób gry, zamiast odgrywać od tyłu, zaczęli grać dłuższą piłką, co przy padającym rzęsiście deszczu miało swoje uzasadnienie. W 59. minucie przed wymarzoną okazją stanął Callum Wilson, ale z najbliższej odległości trafił prosto w Gregora Kobela. Kibice "Srok" dopingowali coraz głośniej i coraz mocniej padało. W końcówce w poprzeczkę trafili jeszcze Wilson i Gordon - to nie był ich dzień, tak samo jak całej drużyny "Srok", które zasłużenie uległy Borussii Dortmund 0-1 - losy awansu rozstrzygną się w rundzie meczów rewanżowych. Maciej Słomiński, INTERIA