Gdy koronawirus z pełną siłą zaatakował Europę w Champions League do rozegrania pozostało - zgodnie z tradycyjnym systemem - 17 spotkań, które miały się odbyć w ciągu dwóch i pół miesiąca. Cały sportowy świat jednak w połowie marca zamarł na długie tygodnie i by dokończyć sezon i wyłonić zdobywcę Ligi Mistrzów UEFA zdecydowała się na plan awaryjny. Polega on na dokończeniu rywalizacji w 1/8 finału, odejściu od systemu mecz i rewanż od ćwierćfinałów, a przede wszystkim skupienie zmagań w jednym miejscu - w Lizbonie, gdzie są dwa stadiony, które mogą być wymiennie używane, choć kibice mecze będą mogli śledzić jedynie w telewizji bądź internecie. "Czy można sobie wymarzyć lepszą formułę? Każdy mecz będzie ciekawy, a do tego na kolejny nie będzie trzeba długo czekać. Prawda jest jednak taka, że w starym systemie - meczu i rewanżu - dochodziło do mniejszej liczby niespodzianek. Obecny format pozwala na więcej nieoczekiwanych rozstrzygnięć" - uważa szef piłkarskiego Bayernu Monachium Karl-Heinz Rummenigge. W przerwanej z dnia na dzień w połowie marca walce o najbardziej prestiżowe klubowe trofeum na Starym Kontynencie pozostało 12 zespołów. Cztery są już w ćwierćfinale: Paris Saint-Germain, Atletico Madryt, które w 1/8 finału wyeliminowało broniący trofeum Liverpool, oraz debiutujące na tym etapie Atalanta Bergamo i RB Lipsk. One włączą się do rywalizacji już w Lizbonie, gdzie na stadionach Benfiki i Sportingu od 12 do 23 sierpnia rozegranych zostanie siedem najważniejszych spotkań edycji 2019/20, od ćwierćfinałów.