Dwa gole Zaltana Ibrahimovicia na początku drugiej połowy wydawały się rozstrzygać rywalizację w hicie ćwierćfinałów. Barca bezwzględnie zdominowała Arsenal, choć nie aż tak jak na początku. Przez pierwszy kwadrans drużyna Pepa Guardioli dała na Emirates pokaz siły. Manuel Almunia bronił w tak niewiarygodnych sytuacjach, jakby chciał udowodnić, że jest nadczłowiekiem. W jednej z akcji wygrał dwa pojedynki sam na sam: raz z Ibrahimoviciem, raz Xavim. Posiadanie piłki przez Barcelonę przekraczało wtedy 70 proc. Szwed, który do transferu do Barcelony tego lata nie zdobył bramki w fazie pucharowej Champions League, teraz ma już trzy. Wykorzystał dwa błędy Almunii sprawiając, że losy rywalizacji zdawały się rozstrzygnięte. Wtedy do gry wszedł jednak Walcott i porwał Arsenal. Bezradni Kanonierzy ruszyli do heroicznej walki wpędzając dominującego rywala w niewiarygodne kłopoty. Barca straciła Pique (w rewanżu na Camp Nou nie zagra za kartki), straciła też drugiego ze stoperów Puyola, który wyleciał z boiska na Emirates i dwie bramki. Za tydzień w Arsenalu nie zagra zdobywca drugiej bramki Fabregas. Bliżej półfinału jest Barca, ale na Camp Nou wyjdzie z dziurą w tyłach. Na środku obrony zagrają Milito z Marquezem znacznie słabsi od podstawowej pary stoperów. To gwarantuje emocje do końca. Po godzinie na Emirates wydawało się, że rewanż będzie już bez znaczenia, dziś wiadomo: wciąż wszystko jest możliwe. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=1868819" target="_blank">POROZMAWIAJ O MECZU Z DARKIEM WOŁOWSKIM</a> <a href="http://sport.interia.pl/pilka-nozna/liga-mistrzow/news/barca-show-ibra-show-arsenal-powstaje-z-kolan,1459448" target="_blank">Arsenal - Barcelona 2-2: Przeczytaj relację z meczu</a>