Siedem minut wytrzymał bez straty gola Kamil Grabara w spotkaniu przeciwko Manchesterowi City w ramach grupowej fazy Ligi Mistrzów. Polak dosyć szybko skapitulował po strzale Erlinga Haalanda, który w pierwszej połowie dołożył jeszcze jedno trafienie. Kamil Grabara wrócił po kontuzji i trafił "pod rozpędzony" Manchester City W drugiej połowie Grabara przepuścił jeszcze więcej bramek, ale gdyby nie on, duńska drużyna zostałaby zupełnie zdeklasowana. Dostrzegli to nie tylko sympatycy ekipy z Kopenhagi, ale także ich rywale, w tym trener Pep Guardiola. - Zaliczył niesamowity występ. Nie wiem czy to zasługa maski, czy czego innego - powiedział Hiszpan zwracając uwagę na nietypowe "wyposażenie" polskiego golkipera. Specjalna maska zabezpieczała kości twarzy i czaszki Grabary po ostatniej kontuzji. Czytaj także: Sevilla zmienia trenera. Pożegnano go zaraz po meczu Duńskie media także nie miały wątpliwości, kto za wysoką porażkę nie powinien usłyszeć słów krytyki. "Gdyby nie Kamil Grabara, to były istny rozlew krwi" - napisano w "ekstrabladet.dt", a średnia nota Polaka to 7.7. "Co za powrót po kontuzji. Obecność polskiego bramkarza w składzie była niespodzianką, ale Grabara nie zawiódł" - przekonują dziennikarze "Bold.dk" zaznaczając też "Głównie dzięki niemu FC Kopenhaga nie straciła sześciu goli i to już do przerwy". Z powrotu Grabary do gry cieszą się eksperci "bt.dk", którzy podkreślają, że 0-5 to fatalny wynik. Polaka jednak chwalą i zastanawiają się nad losem drugiego bramkarza FC Kopenhaga, który przy takiej formie konkurenta szybko może trafić na ławkę rezerwowych.