Starcie Interu z Porto zapowiadano jako mecz imienia Jose Mourinho. Słynny Portugalczyk z obiema drużynami sięgał bowiem po triumf w Lidze Mistrzów, kojarząc się przy tym w głównej mierze z grą defensywną, nastawioną na realizację celu. Choć wynik 1:0 nie świadczy o szczególnie ofensywnej grze, to boiskowa rzeczywistość była zupełnie inna. Nikt, kto zdecydował się w środowy wieczór obejrzeć spotkanie Interu Mediolan z FC Porto, nie może żałować swojego wyboru. Suchy wynik niewiele powie o meczu rozegranym na Stadio Giuseppe Meazza. To było dobre do oglądania starcie, z licznymi sytuacjami strzeleckimi. Już w pierwszej minucie w polu karnym Interu dość niespodziewanie znalazł się... 40-letni środkowy obrońca, Pepe. Weteranowi niewiele zabrakło, aby zaskoczyć Andre Onanę. W pierwszym fragmencie meczu wyglądało na to, że agresywna postawa Portugalczyków zaskoczyła nieco gospodarzy. Wysoki pressing gości był problematyczny dla piłkarzy Interu, którzy dopiero po kilku minutach odnaleźli się w warunkach narzuconych przez rywali. W końcu sami zaczęli przejmować inicjatywę. Najgroźniej zrobiło się po strzale Lautaro Martineza, który głową starał się zaskoczyć Diogo Costę. Pomylił się jednak nieznacznie, a piłka poszybowała ponad poprzeczką. Inter Mediolan - FC Porto: Do przerwy bez goli, ale z emocjami Argentyński napastnik był aktywny także w dalszej części meczu. Koledzy chętnie zagrywali do niego piłki, a on stwarzał zagrożenie w polu karnym przyjezdnych. Miał przy tym wsparcie doświadczonego Edina Dżeko, który również starał się rozrywać defensywę Porto. Piłkarze Simone Inzaghiego zdawali się mieć przewagę, tymczasem najlepszą okazję do przerwy stworzyli sobie gracze "Smoków". Po efektownej akcji zespołowej strzał oddał Wenderson Galeno. Do szczęścia brakowało naprawdę niewiele. W końcówce pierwszej połowy na murawie zrobiło się nerwowo. Zarzewiem masowej konfrontacji było ciągnięcie za koszulkę piłkarza Porto przez gracza Interu. Zwykła boiskowa sytuacja przerodziła się w przepychankę, nad którą próbował zapanować sędzia, który zaczął rozdawać żółte kartki. Na brak emocji do przerwy narzekać nie było można. Po zmianie stron pozostawało czekać jedynie na bramki. Liga Mistrzów: Gol w końcówce dał zwycięstwo Interowi Nie minęło nawet dziesięć minut drugiej połowy, a gol zawisł wręcz w powietrzu. Po strzale Nicolo Barelli z ostrego kąta piłka minęła słupek o kilka centymetrów. Jak w pierwszej odsłonie meczu - Porto znów potrafiło się odgryźć. Ledwie dwie minuty później zaatakowało bowiem Inter, a ratować swoich kolegów musiał Onana. Kameruńczyk odbił trzy uderzenia na przestrzeni kilku sekund. Po niespełna godzinie gry na placu boju zameldował się Romelu Lukaku, który zmienił Edina Dżeko. Przez kilkanaście minut Belg pozostawał niewidoczny, ale w końcu dał o sobie znać, zagrywając znakomicie w stronę Martineza. Kibice, pamiętający doskonałą współpracę tego duetu, wstali z miejsc, ale mogli tylko westchnąć z rozczarowaniem, kiedy Argentyńczyk nieznacznie minął się z piłką. Od 78. minuty "Smoki" grały w osłabieniu po tym, jak drugą żółtą - a w konsekwencji czerwoną - kartkę dostał Otavio. Inter wyczuł krew i wykorzystał swoją okazję. W 86. minucie piłkę w siatce umieścił rezerwowy Romelu Lukaku, dając swojej drużynie cenną zaliczkę przed rewanżem. Napastnik znakomicie odpłacił się trenerowi za to, że ten postanowił wpuścić go w drugiej połowie na boisko. Odkąd Porto musiało radzić sobie w dziesiątkę, widać było coraz większą przewagę gospodarzy. Więcej goli jednak nie padło. Jakub Żelepień, Interia