Raków stał przed szansą awansu do czwartej rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów, czyli tzw. play off. Raków stał przed szansą, by pierwszy raz w historii usłyszeć na własnym stadionie (a właściwie stadionie Zagłębia Sosnowiec) hymn najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywek. Raków stał przed szansą, by co najmniej zagwarantować występy w fazie grupowej Ligi Europy. Raków, wreszcie stał przed szansą, by zostać pierwszą polską drużyną od Legii Warszawa w sezonie 2016/2017, która aż tak daleko dotarła w europejskich pucharach. W dwóch poprzednich rundach mistrz Polski też bronił jednobramkowej zaliczki. I to się udało zarówno z Florą Tallin, jak i Karabachem Agdam. Azerów pokonał jako pierwszy polski klub w historii. Przeciwko Cypryjczykom też ostatnio naszym drużynom szło przeciętnie. Jagiellonia okazała się gorsza od Omonii Nikozji (sezon 2015/2016), ale najbardziej pamiętna porażka to dwumecz Wisły z Apoelem Nikozja (2011/12). Krakowianom zabrakło kilku minut, by awansować do fazy grupowej LM. Dawid Szwarga, trener Rakowa postawił na tę samą jedenastkę, która tydzień wcześniej pokonała Aris 2:1. Za to Aleksej Szpilewski, szkoleniowiec Arisu nieco zmienił skład i m. in. pierwszy raz w tym sezonie od początku zagrał Mariusz Stępiński. I to właśnie Polak jako pierwszy poważnie zagroził bramce Rakowa. Stępiński mocno strzelił z około 20 metrów, piłka przeleciała tuż nad poprzeczką. Aris nie rzucił się jednak na rywala, nie było wcale wysokiego pressingu, czym mistrzowie Polski mogli czuć się zaskoczeni. Obrońcy mieli sporo czasu, by wybrać do kogo zagrać. Pierwsza połowa - udana obrona Rakowa Nie oznacza to jednak, że nie byli groźni. Dwa niezłe podania w pole karne zasiały zamęt w obronie Rakowa, ale Cypryjczykom zabrakło precyzji. Zaczęli jednak coraz mocniej zamykać częstochowian w okolicach pola karnego. Raków oczywiście nie forsował tempa. Robił wszystko, by jak najdłużej mieć piłkę i wtedy po prostu mniej się męczyć w tropikalnej pogodzie. I widzieliśmy Frana Tudora, który potrafił spod pola karnego Arisu wycofać piłkę do Vladana Kovacevicia. W 21. minucie Aris był blisko gola - po rzucie wolnym Stępiński zgrał piłkę klatką piersiową, uderzył Alex Moucketou-Moussounda, bramkarz Rakowa świetnie obronił, a dobitka Mihlalego Mayambeli była minimalnie niecelna. Goście cierpieli, spowalniali rozpoczęcie każdej akcji - np. wybicie od bramki czy wyrzut z autu, by "kraść czas", ale ta taktyka się sprawdzała, bo utrzymywali korzystny wynik. Tyle że w ofensywie właściwie nie istnieli. Pierwszą połowę jednak przetrwali, choć w doliczonym czasie Stępiński świetnie uderzył, ale zabrakło centymetrów - trafił w słupek. - Jest fatalne, nie mam czym oddychać, mam zaćmienie przed oczami, ale staram się walczyć - mówił w przerwie w TVP Sport Fabian Piasecki, napastnik Rakowa. - Musimy jednak zacząć zbierać drugie piłki, bo dopóki to robiliśmy ,mieliśmy piłkę i tak się nie męczyliśmy. Cudowny gol Frana Tudora Na początku drugiej połowy Raków miał świetną okazję - kontratak wyprowadził Piasecki, było w tym trochę przypadku, ale napastnik oddał strzał, tyle że bramkarz obronił. to nie był koniec, bo za chwilę częstochowianie mieli rzut wolny około 20 metrów od bramki. Do piłki podszedł Tudor i takiego strzału nie powstydziliby się najlepsi wykonawcy stałych fragmentów. Raków objął w Limassol prowadzenie. W 53. minucie kontuzji doznał Stratos Svarnas i zastąpił go Deian Sorescu. Gol dodał wiatru w żagle Rakowowi. Piłkarze trenera Szwargi już tak się nie bronili jak w pierwszej połowie - udało im się wyjść trochę wyżej. I mieli kolejne okazje - przed szansą stanął Władysław Koczerhin, ale Vana obronił. Od 60. minuty znów Raków się cofnął i mecz był rozgrywany niemal wyłącznie w okolicach pola karnego gości. Trener Szwarga dał złapać swoim piłkarzom oddech i zrobił dwie zmiany. Czas płynął, a mistrzowie Polski umiejętnie się bronili i byli coraz bliżej wielkiego kroku w kierunku LM. W 78. minucie Aris był blisko remisu, ale Kovacević obronił trzy bardzo groźne z rzędu strzały rywali. Bramkarz Rakowa miał wcale nie mniejszy udział w awansie niż Tudor.