Szkoleniowiec "Białej Gwiazdy" Jerzy Engel w jednym z pomeczowych wywiadów przyznał, że najbardziej zawiódł go w Atenach Kalu Uche. Zdaniem byłego selekcjonera reprezentacji Polski kilku zawodników zasłużyło na pochwałę za występ przeciwko Panathinaikosowi. - Przede wszystkim Radek Sobolewski. Nie tylko według mnie - także według znanego angielskiego menedżera Macariego, który gratulował mi takiego zawodnika - to był najlepszy piłkarz meczu. Arek Głowacki, grał fantastycznie. Gdyby nie ta pechowa interwencja, rykoszet zakończony bramką na 1:3, byłby bezbłędny. Tomek Frankowski, mimo że na samym początku dostał cios w twarz i miał podbite oko. Cantoro, który brał na siebie ciężar gry, chociaż był często faulowany... Poprawnie, solidnie i skutecznie zagrał Dudka - wymienił Engel. - Szkielet drużyny już jest. Teraz potrzeba tylko kilku dublerów, którzy wzmocnią rywalizację. Żebym nie drżał co będzie, jak któryś zawodnik z podstawowej kadry dozna kontuzji. Wisła będzie jeszcze wielka - stwierdził opiekun wiślaków. - W Atenach zabrakło boiskowego cwaniactwa, doświadczenia. Do tego doszły błędy sędziego. Bramka zdobyta przez Penksę na 2:2, po której Grecy nie mieli już szansy się podnieść, była prawidłowa. Penksa nie był na pozycji spalonej, nie zagrał ręką. Ten moment był dla nas trumną. Po nim nastąpiła eksplozja radości, potem przygnębienie i dekoncentracja. Cwaniacy z Panathinaikosu to wykorzystali. A wcześniej był gol "Olego", który został zdobyty ze spalonego, co najmniej metrowego. Dlatego główny arbiter zwlekał z jego uznaniem, pobiegł na konsultację do liniowego - tłumaczył Engel.