Strefa kibica w okolicach Bramy Brandenburskiej stanowi tradycyjnie miejsce spotkań kibiców podczas dużych imprez sportowych. Na reprezentacyjnym Placu Paryskim po wschodniej stronie w prowizorycznym pomieszczeniu wystawiono na widok publiczny trofeum - mierzący 73,5 cm srebrny puchar LM. Setki kibiców czekają cierpliwie w kolejce, aby zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. Opodal powstał sklep z gadżetami dla fanów. "Piłki w cenie 130 euro za sztukę znikają jak ciepłe bułeczki" - przyznaje kierowniczka sklepu. Ceny nie są bynajmniej okazyjne, ale kto by tam w taki dzień oszczędzał. Dobrze "schodzą" też czapki po 25 i szaliki po 20 euro - by nie faworyzować żadnej z drużyn, ceny na pamiątki Bercelony i Juventusu są oczywiście identyczne. Hiszpański kibic zakupił pięć czapek - od razu dla całej rodziny. "Oszczędzać będę później, najpierw musimy wygrać" - mówi. W kłębiącym się w sklepie tłumie nie brak Polaków. Rodzina z Gorzowa zastanawia się nad kupnem piłki. "Trochę drogo; 130 euro to ponad pół tysiąca" - myśli głośno głowa rodziny - 45-letni Robert. Ubrani w klubowe koszulki fani walczących o puchar drużyn odpoczywają widocznie jeszcze po podróży do Berlina, bo pod Bramą Brandenburską nie ma ich zbyt wielu. Pięciu Hiszpanów w barwach Barcelony, wskazujących swoim zachowaniem na nadmierne spożycie alkoholu, głośno zapowiada sukces swojej drużyny. Turyści chętnie fotografują się z barwną, odróżniającą się od reszty ludzi grupą. Po zachodniej stronie Bramy można napić się piwa i zjeść kiełbaskę. Z przygotowanych scen wieje na razie nudą. Duży teren wynajął rosyjski koncern Gazprom. Dla chętnych przygotowano małe boisko piłkarskie. Na ściance piłkarskiej można wypróbować celność strzałów. Ale tutaj też nie ma jeszcze zbyt wielu kibiców. "Ale +puchy+" - zauważa jeden z ochroniarzy. Jedyną piłkarską atrakcją były w piątek po południu mecze pokazowe z udziałem gwiazd na małym boisku. Na żywo popisy dawnych mistrzów mogło oglądać tylko 400 osób, bo tylko tyle miejsc było na trybunach. Nie brak za to koników. "Może bilecik" - pyta w języku zbliżonym do angielskiego niechlujny jegomość o wyglądzie południowca. Niemiecka policja ostrzega przed podrobionymi biletami. "Bilety na finał zostały sprzedane. Oferowane obecnie wejściówki mogą być fałszywkami" - powiedział rzecznik berlińskiej policji. W internecie znaleźć można oferty od 1000 do 15 000 euro za bilet (dla dwóch osób wraz z noclegiem w hotelu). Ciosem dla kibiców, których nie stać na drogie bilety, była decyzja UEFA o nietransmitowaniu meczu na ekranach w strefie kibica. Nie pozostaje im nic innego, jak oglądanie finału w jednej z tysięcy berlińskich knajpek lub piwiarni. Większość z 70 tys. biletów UEFA i tak zarezerwowała dla Bercelony i Juventusu. Tylko 6 tys. wejściówek rozlosowano wśród indywidualnych osób. Kibice Barcelony, którzy wybrali na miejsce zbiórki plac Breitscheidplatz przed zabytkowym kościołem Gedaechniskirche, na razie nie dopisali. Jak zawsze w piątek wieczorem na placu zebrała się żądna przygód młodzież, jednak kibiców w koszulkach Barcelony było jak na lekarstwo. Zainteresowanie wzbudzał za to samozwańczy kaznodzieja, nawołujący ludzi do nawrócenia się, a opornych straszący ogniem piekielnym. Nie lepiej było na Alexanderplatz, gdzie mieli się spotkać kibice Juventusu. "Dzisiejszy dzień to tylko rozgrzewka. Zabawa zacznie się jutro" - mówi Mario, kibic Juventusu. Burmistrz Berlina Michael Mueller uważa, że niezależnie od wyniku meczu prawdziwym zwycięzcą jest jego miasto. "Taki mecz to niesamowita i w dodatku bezpłatna reklama" - powiedział.