- Węgrzy to nie Polacy. Nie są to nawet Brytyjczycy czy Amerykanie - nacje, które chcą pomagać. Czułem się w Budapeszcie dziwnie. Szczerze mówiąc, często musiałem słuchać obraźliwych zdań na temat Ukrainy czy toczącego się konfliktu. To było przykre i nie rozumiem, z czego to wynikało - powiedział w rozmowie z TVP Sport Zubkow. Zawodnik nie ukrywa, że po wybuchu wojny bardzo trudno było mu skupić się na futbolu, a otoczenie, w którym czuł się obrażany i wyobcowany, tylko przyspieszyło decyzję o opuszczeniu węgierskiej drużyny. Nie bez znaczenia pozostawał fakt, że trenerem Ferencvarosi był Rosjanin Stanisław Czerczesow. Czytaj także: Niemieckie media brutalnie oceniły Lewandowskiego - To nie Czerczesow wkroczył na Ukrainę z karabinem. Ale paszport jest paszportem, to robi swoje. Ma rosyjskie obywatelstwo i przez to pozostawało w głowie pewnego rodzaju rozdwojenie. Trudno było sobie to wszystko wytłumaczyć - szczerze przyznawał ukraiński zawodnik. Lewandowski wrócił do Monachium! Zobacz skróty wtorkowych meczów Ligi Mistrzów Zubkow przeniósł się do Szachtara Donieck, który obecnie swoje mecze rozgrywa w Warszawie na stadionie Legii. I to na tym obiekcie będzie walczył w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Piłkarz jest bardzo dumny z tego, że znów może reprezentować barwy ukraińskiej drużyny. Zdaje sobie sprawę, że ma taką możliwość dzięki bohaterskiej postawie ukraińskiej armii, która walczy o to, by zachować niepodległość Ukrainy. - Kto wie, co byłoby bez wojskowych. Kto wie, czy wciąż bylibyśmy żywi? - mówi w rozmowie z TVP Sport. - Dla mnie to herosi.