Wiemy już, że w jesienne wieczory w środku tygodnia będziemy śledzić Raków Częstochowa. Mistrzowie Polski wygraną z Karabachem zapewnili sobie miejsce w grupie Ligi Konferencji, ale mam przeczucie, że podopieczni Dawida Szwargi nie powiedzieli ostatniego słowa w tych kwalifikacjach. Rywal z Azerbejdżanu był bardzo wymagający i niewygodny - o czym zresztą przekonali się wcześniej inni (Lech, Piast, Wisła, Legia). Raków do ostatnich minut rewanżu w Baku musiał desperacko bronić korzystny wynik, ale udało się. I dobrze, bo w drodze na europejską scenę mistrz Polski musi pokazywać wyższość nad takimi rywalami. W przypadku ekipy z Częstochowy z czystym sumieniem można powiedzieć, że mimo zmiany trenera, drużyna wykorzystała doświadczenie z poprzednich lat i dzięki czemu mogła dotrzeć tak daleko. Miałem pewne obawy co do nowego szkoleniowca, ale Dawid Szwarga, mimo młodego wieku, wykazał się inteligencją i dojrzałością. Kiedy wiedział, że w rewanżu trzeba będzie się przede wszystkim mocno bronić, świetnie przygotował do tego swoją drużynę. Zespół zaś pokazał charakter i determinację. Nie zawiedli doświadczeni zawodnicy, którzy mieli wziąć ciężar odpowiedzialności za wynik - Fran Tudor, Zoran Arsenić, Janis Papanikolau i bramkarz Vladan Kovaczević. Trochę brakowało jakości z przodu, ale pamiętamy, że mistrz Polski musi sobie radzić bez kontuzjowanego najlepszego strzelca, Iviego Lopeza. Dziennikarz z Azerbejdżanu uderza w piłkarzy Rakowa. Szwarga mistrzem ciętej riposty Dariusz Dziekanowski: Największe męki w drugiej rundzie przeżywała Legia Warszawa Największe męki w drugiej rundzie europejskich rozgrywek przeżywała warszawska Legia. O ile Raków bazował na solidności w tyłach, tak w przypadku wicemistrzów Polski sporo było w tym dwumeczu błędów właśnie z tyłu, które na kolejnym etapie, w spotkaniu z Austrią Wiedeń, zdarzyć się nie mogą. W wyjazdowym spotkaniu swoje na sumieniu miał bramkarz Kacper Tobiasz, natomiast w rewanżu w Warszawie kolegom z drużyny, a także kibicom, ciśnienie podnosili Yuri Ribeiro oraz Rafał Augustyniak. W drugiej połowie przeżywaliśmy małe deja vu z meczu kadry w Mołdawii, gdy drużyna prowadziła do przerwy 2:0, a po zmianie stron sama prosiła się o kłopoty. Do dziś pamiętamy sławetną wypowiedź Jana Bednarka z Kiszyniowa, który powiedział, że piłkarze kadry w przerwie myśleli już o wakacjach. Tym razem w przerwie przejęzyczył się najlepszy zawodnik czwartkowego spotkania, czyli Paweł Wszołek, który stwierdził, że Legia zasłużenie wygrała 2:0. Co prawda skrzydłowy "Wojskowych" zaraz się poprawił na "zasłużenie prowadzi", ale wspólny mianownik między tymi dwoma meczami jest taki, że piłkarze obu zespołów nie potrafili zachować pełnej koncentracji. Dobrze, że w kolejnej rundzie, w dwumeczu z Austrią, Legia będzie mogła pokazać, że uczy się na błędach. Mały sygnał alarmowy powinien zabrzmieć też w Poznaniu i Szczecinie, bo chociaż Lech i Pogoń w zasadzie załatwiły sprawę awansu w pierwszych spotkaniach, to jednak w rewanżu pozwoliły sobie, żeby spuścić z tonu. Chociażby z szacunku dla kibiców, ale też dlatego, żeby uczyć i przyzwyczajać się do gry na najwyższych obrotach, nie wypada tracić bramek, zwłaszcza z takimi rywalami. Nasze drużyny powinny zdawać sobie sprawę, że w europejskich rozgrywkach, im dalej w las, tym bardziej chwile słabości, dekoncentracji i nonszalancji będą kosztować coraz drożej.