- Mieliśmy duże nadzieje, ale boisko zweryfikowało nasze plany. Jak się nie strzela bramek, to się przegrywa mecze. My znów przegraliśmy 0-1. Jakieś fatum wisi nad nami. Sytuacja jest skomplikowana, bo bez względu na zestaw osobowy nie możemy nic trafić. Sparcie więc gratuluję awansu, a my zostajemy ze swoimi problemami - mówił po meczu trener Lecha Jacek Zieliński. W pięciu dotychczasowych meczach Lech zdobył zaledwie jednego gola. Co gorsze - nie stwarzają nawet sytuacji, a składne akcje zdarzają się raz na kilkadziesiąt minut. Szkoleniowiec mistrza Polski ma nadzieję, że wkrótce uda mu się tę sytuację zmienić. - Liczę, że rozpoczynająca się liga wywieje te problemy, niepotrzebne stresy i blokady z głów zawodników. I zaczniemy grać. Liczyliśmy na to dzisiaj, ale piłka jakoś nie chciała wpaść do bramki - stwierdził. Zieliński zapewniał, że nie będzie obwiniał o porażkę zawodników, a samego siebie. Nie żałował też, że Lech grał w takim samym ustawieniu jak dotąd, a pierwsze zmiany nastąpiły dopiero po stracie gola. - Zmiennicy nie wnieśli nic nowego do gry drużyny. Joel się starał, ale to wciąż nie to. Semir na razie nie jest w takiej formie, która dawałaby mu prawo gry w pierwszym składzie - opowiadał Jacek Zieliński. Szkoleniowiec Lecha nie chciał jednoznacznie oceniać pracy arbitra, ale miał wątpliwości co do wielu jego decyzji. - Z rzutem karnym była dość specyficzna sytuacja, nie widzieliśmy tego dokładnie. Bartek Bosacki się zaklinał, że rywal będąc już za nim zaczepił jego nogę. Dla mnie to karny z kapelusza, ale jak zobaczę powtórkę w telewizji, to może zmienię zdanie. Później mieliśmy już kwintesencję tego, co sędzia wyprawiał od początku meczu - analizował pracę Francuza Fredy'ego Fautrela. Trener mistrza Polski miał żałował, że nie udało się awansować, bo? - Z całym szacunkiem dla Sparty, ale był to zespół w naszym zasięgu. Zadecydowały detale. Zdawałem sobie sprawę, że Roberta Lewandowskiego ciężko będzie zastąpić. Liczyłem na zmniejszenie tej dziury, ale na razie idzie to powoli. Artur Wichniarek dotarł do nas dopiero w trakcie obozu, Joel Tshibamba niedawno, a Artjomsa Rudnevsa zobaczę na treningu dopiero w czwartek. Potrzeba nam czasu, a tego nie mieliśmy. No i wyszło jak wyszło - zakończył Zieliński.