W 2013 r. świat wyglądał nieco inaczej niż teraz, ale układ sił w europejskiej piłce był zbliżony do dzisiejszego. W czwórce półfinalistów Ligi Mistrzów znalazły się same topowe drużyny: hiszpańskie Real Madryt i FC Barcelona oraz niemieckie Bayern Monachium i Borussia Dortmund. Robert Lewandowski trzeci sezon był zawodnikiem BVB, która wcześniej mierzyła się w grupie z "Królewskimi": wygrała u siebie i zremisowała na wyjeździe, jednak teraz faworytem nie była. Gdy rozpoczęła się sprzedaż biletów na mecz w Dortmundzie, musiała interweniować policja, gdyż w kolejkach dochodziło do bijatyk. Niektórzy koczowali pod kasami dwa dni. Mimo ogromnego zainteresowania spotkaniem zmniejszono widownię z 80 tysięcy do 66 tysięcy miejsc. Tak zaleciła UEFA ze względu na montaż krzesełek na trybunie za bramką, na której zwykle były jedynie miejsca stojące. Kareta Lewego Stawka była poważna, dlatego trener Jose Mourinho podjął decyzję o przylocie drużyny Realu do Dortmundu już dwa dni przed meczem. Ponadto Hiszpanie wybrali inny hotel niż ten podczas jesiennej wizyty, gdy przegrali w Westfalii 1-2. Nie chcieli kusić losu. Zabiegi Mourinho nie pomogły. Mecz Borussii z Realem zakończył się wynikiem 4-1 i choć media skupiły uwagę na Mario Götze (którego kilka dni przed meczem wykupił Bayern), kogo innego okrzyknięto bohaterem. Wszystkie cztery gole dla gospodarzy były dziełem Roberta Lewandowskiego!!! Bramki padały w następujący sposób: 1-0. Z lewego skrzydła dośrodkował Götze, Lewandowski znakomicie uwolnił się spod krycia Pepe i strzelił swojego siódmego gola w tej edycji Ligi Mistrzów. 2-1. Po zaledwie pięciu minutach drugiej połowy Robert Lewandowski zdobył drugą bramkę w tym meczu. Były snajper Lecha Poznań przejął uderzenie Marco Reusa i z bliska pokonał Lopeza. Nie był to koniec jego popisów! 3-1. Polski napastnik potrzebował kolejnych pięciu minut, aby strzelić trzeciego gola. Robert stał w pobliżu miejsca wykonywania karnych, odwrócony plecami do bramki i otoczony przez trzech przeciwników, bez problemu przyjął jednak dośrodkowanie z lewej strony na lewą nogę, po czym obrócił się twarzą do bramki. Sprawnym ruchem prawej nogi odsunął piłkę od Pepe, tak że pozostała poza zasięgiem obrońcy. Wydaje się, że w tej sytuacji oddanie celnego strzału było niemożliwe, ale Lewandowski zachował równowagę i, wykonując zaledwie lekki zamach, posłał piłkę w górny róg bramki. A wszystko w jednym płynnym ruchu. 4-1. W 66. minucie Robert wykorzystał rzut karny, podyktowany za faul Xabiego Alonso, i... pokazał cztery palce, oznaczające karetę goli! Borussia Dortmund - Real Madryt 4:1 (1:1 ) Bramki: Lewandowski 8’, 50’, 55’, 66’ (karny) Ronaldo 43’. Borussia: Weidenfeller - Schmelzer, Hummels, Subotić, Piszczek (83’ Grosskreutz) - Gündoğan (90’ Schieber), Bender, Reus, Götze, Błaszczykowski (82’ Kehl) - Lewandowski. Real: Lopez - Ramos, Varane, Pepe, Coentrão - Khedira, Alonso (80’ Kaká), Özil, Modrić (68’ Di Maria), Ronaldo - Higuaín (69’ Benzema). Żółte kartki: Lewandowski - Khedira, Özil, Ramos. Sędzia: Björn Kuipers (Holandia). Nikt wcześniej nie ustrzelił karety na tak wysokim szczeblu rozgrywek, w półfinale Champions League. Nasz chłopak z Warszawy przyćmił reprezentantów Argentyny, Hiszpanii, Brazylii i Portugalii! "Głodny jestem" "Nie da się ukryć, że jestem dumny. W półfinale takich rozgrywek cztery gole, z Realem Madryt, po takim meczu... muszę być szczęśliwy. Ale to jeszcze nie koniec"- odgrażał się Robert. Slogan w telewizyjnej reklamie głosił: "Sam meczu nie wygrasz". To niemożliwe zwłaszcza na takim poziomie, dlatego Lewandowski chwalił kolegów. Jasne, że to cała drużyna żółto-czarnych grała perfekcyjnie, a gole Roberta były tylko i aż ukoronowaniem ich starań. "W całym spotkaniu zagraliśmy dobrze, ale w drugiej połowie było bardzo dobrze. Real w pewnym momencie nie wiedział, co ma robić, nie miał sposobu na nas. Oczywiście też bramki, które strzeliliśmy, spowodowały, że grało nam się łatwiej, a Hiszpanie musieli zaryzykować. Ale to my byliśmy skuteczniejsi i zrobiliśmy duży krok ku finałowi" - ocenił Lewy. Lewy swoje gole zadedykował zmarłemu ojcu: "Zawsze gdy strzelam ważne gole, dedykuję je jemu. Tym razem cieszę się, że mogłem to zrobić nie raz, a cztery razy". O Robercie mówił cały piłkarski świat. Każdy chciał się ogrzać przy jego sławie, nawet wiceprezydent Pruszkowa, który mówił na antenie Radia dla Ciebie: "To był szczęśliwy dzień nie tylko dla Dortmundu, ale także dla Pruszkowa, który Roberta wylansował. Gdyby ode mnie to zależało, Robert już miałby honorowe obywatelstwo naszego miasta". "Show Lewandowskiego", "Bramkowa gala Polaka" - to najczęściej pojawiające się tytuły wiadomości w niemieckich mediach. Największy dziennik "Bild" nazwał występ Lewandowskiego "nieziemskim", a samego piłkarza "bramkowym tytanem". Jako szósty piłkarz w historii Lewandowski otrzymał od dziennika "L’Equipe" maksymalną ocenę, czyli dziesiątkę. Przed nim wystawiono taką notę Leo Messiemu - za cztery gole strzelone Arsenalowi w ćwierćfinale Ligi Mistrzów w 2010 roku. W XX wieku tylko dwóch piłkarzy oceniono tak wysoko. Za każdym bohaterem stoi kobieta. Oto jak wspomina ten wieczór żona Roberta Anna (wówczas jeszcze narzeczona):"Robert jest pobudzony, kiedy zagra fajny mecz. Choć po meczu z Realem tego nie pokazał. W domu było wtedy z piętnaście osób. Kiedy wrócił, chłopcy chcieli wznieść jakiś toast: "Brawo, Lewy" i tak dalej. Parę osób już przygotowywało grilla. A on usiadł na kanapie, westchnął głęboko i mówi: "Zmęczony chyba jestem". Robert, cztery bramki, wszyscy w euforii - odpowiadam mu. "Chyba do mnie to nie dociera... Hm, chyba strzeliłem cztery bramki... hm. Głodny jestem, zjadłbym coś". Oczywiście po tym meczu znowu pojawiły się spekulacje, gdzie zagra Robert w nowym sezonie. Wymieniano głównie kluby angielskie i hiszpańskie. Chciał go mieć sam Mourinho, który ponoć po meczu wysłał SMS do Roberta. W rewanżu Borussia przegrała 0-2 z Realem i awansowała do finału na Wembley. W londyńskiej świątyni futbolu lepszy okazał się Bayern Monachium i pokonał BVB 2-1. Maciej Słomiński, INTERIA Korzystałem z "Robert Lewandowski. Fantastyczna dziewiątka". Autorzy: Mariusz Kordek, Maciej Słomiński.