To była najbardziej wyrównana grupa Champions League. W grupie D przed ostatnią serią prowadził Tottenham, natomiast ostatni w tabeli był Olympique Marsylia. Oba kluby dzieliły zaledwie dwa punkty. W przypadku wygranej Francuzi mogli od razu wskoczyć nawet na pierwsze miejsce w grupie, gdyby tylko w drugim meczu Sportingu Lizbona z Eintrachtem Frankfurt padł remis. Takie przetasowania były możliwe dlatego, że londyński lider tabeli miał na koncie osiem punktów, Sporting i Eintracht po siedem, a Olympique sześć. Dwa punkty między liderem, a ostatnim zespołem przed ostatnią serią spotkań - coś takiego nie miało miejsca w całej historii Champions League! Wszystkie zespoły grupy D musiały być więc na nasłuchu od pieszych sekund swoich spotkań. Mecz w Marsylii toczył się pod dyktando gospodarzy, wspieranych przez fantastyczną publiczność, na wypełnionym do ostatniego miejsca Stade Velodrome. Wymarzony, dający awans gol wciąż jednak nie padał. Tottenhamowi starczał remis Były poprzeczki, słupki, kontrowersje sędziowskie, ale nadal utrzymywał się wynik 0:0. W 39. min w rozgrywanym równolegle meczu w Lizbonie, Sporting zdobył bramkę, więc doskonale grający zespół z Marsylii znalazł się za burtą rozgrywek. Tottenhamowi do awansu wystarczał jedynie remis. Gospodarze, którzy dominowali od pierwszych minut, zaatakowali jeszcze mocniej. Goście, którzy przyjechali do Marsylii po awans przez pierwsze 45. min nie umieli zdominować teoretycznie słabszego rywala. Oddali rywalom inicjatywę, wierząc, że wyjadą z Francji z remisem, który da im 1/8 finału. Okazało się, że była to dobra taktyka. Chociaż w ostatniej akcji pierwszej połowy gospodarze przeprowadzili akcję, która dała im zasłużone prowadzenie. Chancel Mbemba fantastycznie wyskoczył do dośrodkowania i wpakował głową piłkę w prawy róg ramki gości. Była to najbardziej zasłużona bramka w tej kolejce Champions League. Tottenham w sekundę znalazł się za burtą rozgrywek. Też zasłużenie, bo w pierwszej połowie prezentował się fatalnie. Gospodarze dominowali Gra Olympique przed przerwą naprawdę mogła się podobać . Gospodarze zaskoczyli Tottenham intensywnością, ruchliwością, ustawieniem i pomysłem na grę. Żaden z kibiców gospodarzy nie spodziewał się, że po przerwie ich zespół otrzyma niespodziewany cios. Wyprowadził go już w 54. min francuski obrońca, Clément Lenglet. Trafił on na 1:1 po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Ivana Perisicia. Bramkarz gospodarzy Pau Lopez był kompletnie zaskoczony. Teraz żeby awansować Marsylczycy musieli teraz wygrać za wszelką cenę. Przez całą drugą połowę próbowali atakować, a goście nastawili się jedynie na kontry, których jednak nie umieli skutecznie wykończyć. W 86. min kwestię awansu mógł rozstrzygnąć Sead Kolasinać, ale strzał głową Bośniaka minął o centymetry bramkę gości. Gospodarze nie szanowali zbytnio remisu, który mógł dać im występ w kolejnej fazie Ligi Europy. Grali o pełną pulę i się przeliczyli. W czwartej minucie doliczonego czasu gry kontrę wyprowadził Harry Kane. Piłka trafiła do Pierre-Emila Højbjerga, który uderzył z całej siły i po odbiciu od słupka wpadła do bramki. Tottenham gra dalej. Olympique żegna się z Europą. Olympique Marsylia - Tottenham Hotspurs 1:2 (1:0) Bramki: Mbemba 45. - Lenglet 54., Hojbjerg 94.