Sebastian Staszewski, Interia: - Czy jest pan zaskoczony ogłoszeniem przez 12 klubów - Arsenal, Chelsea, Liverpool FC, Manchester City, Manchester United, Tottenham Hotspur, Atletico Madryt, FC Barcelonę, Real Madryt, AC Milan, Inter Mediolan i Juventus Turyn - powstania nowych rozgrywek o nazwie "Superliga". Marcin Animucki: - To trzęsienie ziemi, jakiego w piłce nie widzieliśmy. To również kłopot dla UEFA i lig, a także klubów. Nie wiadomo, dokąd nas ta decyzja doprowadzi... Czy wierzy pan, że oświadczenia założycieli Superligi zakończą się powstaniem rozgrywek? Według jednego scenariusza pierwsza edycja miałaby rozpocząć się w sierpniu 2024 roku, ale pojawiła się już kolejna data - sierpień 2022. To realne? - Pojawiają się w mediach informacje, że projekt ma przyspieszyć, ale warto zwrócić uwagę, że zasady na cykl 2021-2024 są już ustalone, a prawa mediowe w większości krajów są sprzedane. Sytuacja jest więc bardzo skomplikowana, bo jeśli mamy informacje, że Superliga chce iść w poprzek, to wszystko może się wywrócić. UEFA i trzy największe ligi wydały już oświadczenie - bardzo mocne i szybkie. Wydaje się, że miało ono spowodować otrzeźwienie. Ten tydzień będzie kluczowy dla wszystkich. Dlaczego doszło do buntu? Chodzi tylko o pieniądze? Prezes Superligi Florentino Perez powiedział: - "Pomożemy piłce na każdym poziomie i przeniesiemy ją na należne jej miejsce. Piłka to jedyny światowy sport z czterema miliardami fanów, a naszym obowiązkiem, jako klubów, jest spełnianie ich pragnień". - Warto zwrócić uwagę na to, kto jest właścicielem tych klubów. To są duże podmioty amerykańskie czy chińskie. One tego naszego klasycznego podejścia do rozgrywek nie rozumieją albo nie akceptują. Na przykład tego, że ktoś może nie zagrać w Lidze Mistrzów, bo się do niej nie zakwalifikuje z rozgrywek ligowych. To nowe spojrzenie, nieeuropejskie, jest spojrzeniem z perspektywy zainwestowanego kapitału, który ma się zwracać. Być może dojdzie do tego, że niektóre kluby będą chciały grać rozgrywki międzynarodowe w weekend, tak, aby pozyskać pieniądze z rynków wschodzących. Bo w Europie doszliśmy już praktycznie do sufitu. Ale są jeszcze rynki azjatyckie. Rozgrywki piłkarskie na modłę NBA mają w ogóle prawo istnieć w Europie? To wbrew temu, na czym wychowały się pokolenia europejskich kibiców. Bo nawet elitarna Liga Mistrzów mimo wszystko daje szansę na grę mniejszym klubom. - Dla współczesnego kibica ligi krajowe są najważniejsze. To wokół nich zbudowano system rozgrywek, awansów, spadków czy transferów. Naturalnym dla nas jest, że mistrzowie czy zdobywcy pucharów rywalizują na poziomie międzynarodowym. Rywalizują dlatego, że osiągnęli sukces w lidze, a nie dlatego, że mają najwięcej pieniędzy. Dziś okazuje się, że jakiś klub uważa, iż liga nie jest wcale najważniejsza, bo on ma duży budżet i swoje interesy. To spojrzenie idące w poprzek ustalonym kiedyś zasadom. Podobna sytuacja miała miejsce w koszykówce i FIBA nie wahała się zawieszać klubów, sędziów. Bo to nie jest model naturalny dla europejskiego kibica. Wierzy pan, że do Superligi dołączą kolejne drużyny? Mówi się o Porto, RB Lipsk. - Dużo będzie zależeć od UEFA. Jeśli zobaczymy model sankcyjny, to kilka klubów może odpuścić. Bo Superliga to jedno, ale kluczowe dla klubów jest życie ligowe. Przez całą niedzielę UEFA głośno pomrukiwała o dyskwalifikacjach kilkunastu klubów nie tylko z rozgrywek Ligi Mistrzów, ale także rozgrywek krajowych. Na dodatek zawodnicy tych klubów mieliby nie mieć możliwości gry w turniejach międzynarodowych, takich jak mistrzostwa Europy. To tylko strachy na lachy? - Cofnijmy się do piątkowego posiedzenia ECA [Europejskiego Stowarzyszenia Klubów - red.], które konkludowało wielotygodniowe dyskusje. Pamiętajmy, że ECA tworzyły do wczoraj także najmocniejsze ekipy. I to między innymi one wydały oświadczenie, że doszło do porozumienia w kwestii lat 2024-2027, że będą trzy rozgrywki, że Liga Mistrzów otworzy się dla klubów angielskich, że zagra w niej 36 zespołów. UEFA miała pochylić się nad tymi tematem, nad terminarzami. I nagle - ku zaskoczeniu wszystkich, także części ludzi z ECA - wyszło niedzielne oświadczenie. Dodatkowo pojawiła się informacja o rezygnacji Andrea Agnelliego z funkcji prezesa ECA i że 12 klubów opuściło tą organizację. Wydaje mi się więc, że reakcja UEFA będzie bardzo ostra. Sankcje możliwe są w tym sezonie europejskich pucharów? Lub podczas Euro? - Trudno dziś dywagować, bo sytuacja jest świeża. Ale z pewnością to będzie pracowity tydzień. W ramach zarządu European Leagues zbieramy się w trybie pilnym w najbliższych dniach i tak jak od początku byliśmy obecni w tym procesie, konsultując i opiniując projekty, tak teraz będziemy starali się znaleźć rozwiązanie tego problemu. A nie będzie tak, że silniejsza od różnic będzie wspólnota interesów i pieniądza? - Najgorsze jest to, że poważnie nadszarpnięte zostało zaufanie do ludzi. Bo jednak na tych najważniejszych poziomach do jakichś konsensusów zawsze dochodzono. Rozumiem, że dyskusje o powstaniu Superligi były częścią negocjacji, ale wyszło jak wyszło... Dużo osób czuje się oszukanych. Będzie potrzeba więc sporo zaangażowania i czasu, aby się dogadać. Koniec końców każdy ma nadzieję, że zostanie osiągnięte jakieś porozumienie, ale niedzielne oświadczenie przecięło pewien łańcuch rozmów. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia