"Nikt nie wyszedł z Superligi, bo nikt nie zapłacił kwoty odszkodowania" - powiedział prezes Realu Madryt Florentino Perez, gdy dowiedział się, że sześć klubów z Premier League: Chelsea, Liverpool, Manchester United, Manchester City, Arsenal i Tottenham uległy naciskowi swoich kibiców, a także premiera Wielkiej Brytanii Borisa Johnsona, który ogłosił, że zrobi co w jego mocy, by do powstania Superligi nie dopuścić. Superliga. Frustracja Pereza Nikt na słowa Pereza większej uwagi nie zwrócił. Prezes Realu jest pomysłodawcą Superligi i pierwszym jej szefem. Musiał go więc głęboko zaboleć fakt, że brawurowy plan uniezależnienia się od UEFA 12 wielkich klubów z Hiszpanii (Real, Barcelona, Atletico), Włoch (Inter, Milan i Juventus) oraz Anglii, legł w gruzach po 48 godzinach od jego ogłoszenia. Porozumienie w sprawie Superligi 12 klubów podpisało w nocy z niedzieli na poniedziałek. Media donoszą, że tak jak mówił Perez, jest w kontrakcie założycielskim klauzula stanowiąca o odszkodowaniu, które musi zapłacić klub jeśli chce od pomysłu odstąpić. Kwotę 300 mln euro podał portal Vozpopuli.com. Czy to prawda? Czy wobec kompletnego fiaska projektu, ktokolwiek ją będzie musiał zapłacić? Superliga. Wojna domowa? Perez, razem z szefem Juventusu Andreą Agnellim, którzy najmocniej upierają się przy wytrwaniu w wysiłkach, by Superligę kiedyś jednak powołać do życia, musieliby zażądać odszkodowań od pozostałych 10 klubów, lub nawet dochodzić ich w sądzie. To by sprawiło, że dwunastu pomysłodawców Superligi zamiast działać wspólnie, popadłoby w głęboki, wewnętrzy konflikt. Wtedy trwanie przy jakimkolwiek wspólnym pomyśle byłoby wykluczone. Dariusz Wołowski