Wręcz przeciwnie. Przymiotnik solidny jest bowiem traktowany w kategoriach "tylko", a nie "aż". Lepsze zespoły są przecież fantastyczne, fenomenalne, rozpędzone, grające jak dobrze naoliwiona maszyna itp. Z drugiej jednak strony owa "solidność" ma świadczyć o sile zespołu i jego niewątpliwych atutach, które wyróżniają go na tle drużyn o mniejszym potencjale. Skąd ten przydługi, być może, wstęp? Bo oto "solidny europejski zespól" pokonuje w pierwszym meczu ćwierćfinałowym faworyzowany Bayern Monachium i sprawia na tym etapie jedną z największych niespodzianek Ligi Mistrzów. Villarreal pokazuje co znaczny solidność w hiszpańskim wydaniu! Paulina Chylewska: Czy hiszpańska solidność wystarczy na niemiecką maszynę? Unai Emery jest trenerem, który jak żaden inny, zgłębił tajemnice wygrywania Ligi Europy. Zresztą Hiszpan nigdy nie wstydził się swojej miłości do Europe League . Kiedyś nawet bronił jej honoru przed Sir Alexem Fergusonem. Podczas jednego ze spotkań trenerów w Nyonie, kiedy był menedżerem Walencji (a zatem jeszcze przed czterem triumfami), Emery mówił o niższych rangą rozgrywkach UEFA. Legendarny trener United zapytał go wtedy "Ale naprawdę nie chciałbyś wygrać Ligi Mistrzów?" Emery miał gotową odpowiedź: "tak, oczywiście, że tak, ale Liga Europy to miejsce, w którym wiele drużyn i piłkarzy może znaleźć należne im uznanie". Jak powiedział, tak zrobił. Trzy zwycięstwa z Sevillą i jedno z Villarreal zapewniły jemu i jego zespołom poważanie. W pełni zasłużone! Apetyt jednak rośnie w miarę jedzenia. Wygrana w Gdańsku z Manchesterem United zapewniła ekipie Żółtej Łodzi Podwodnej grę w Lidze Mistrzów. Bonus o tyle istotny, że siódme miejsce w LaLiga nie gwarantowało nawet Ligi Konferencji. A tak... wygrana z Atalantą Bergamo na zakończenie fazy grupowej , a potem remis z Juventusem u siebie i deklasacja 3:0 w Turynie, zapewniły Villarreal awans do ćwierćfinału. Tu czekał Bayern. Oceniając wartość rynkową obu klubów, niemiecki zespól bije na głowę i to ponad dwukrotnie hiszpańskiego przeciwnika. Ale w tym momencie pada sakramentalne "pieniądze jednak nie grają" i to akurat w środowy wieczór widać było jak na dłoni. Nadspodziewanie słabo wypadł zespół Roberta Lewandowskiego, z nim samym na czele, nadspodziewanie dobrze - ekipa Unai’a Emery’ego. Nasz najlepszy napastnik był właściwie niewidoczny (i podtrzymał mało chlubną, choć ciekawą statystykę - nigdy nie strzelił gola w pierwszym meczu ćwierćfinałowym LM), a sam zespół, mało skuteczny. Villarreal - wręcz przeciwnie - błyszczał, w obronie utrudniał życie przeciwnikom jak tylko mógł i nie bał się atakować. Ze znakomitym skutkiem, bo nie jest tajemnicą, że 1:0 to najniższy wymiar kary. Co więcej Bayern przegrał w Champions League na wyjeździe po raz pierwszy od września 2017 roku. Wtedy musiał uznać wyższość PSG, którego trenerem był... Unai Emery. Przypadek? Nie oglądałeś Ligi Mistrzów? Zobacz wszystkie skróty meczów! Czy rewanż będzie równie pasjonujący? Czy hiszpańska solidność wystarczy na niemiecką maszynę? To pytania, które przed rewanżem zadają sobie kibice obu klubów. Jedno jest pewne - ta monachijska lokomotywa, by pędzić, musi poprawić i naoliwić niektóre trybiki. Unai Emery ma natomiast tydzień, by zaplanować jak na stadionie, na którym spokojnie zmieściliby się wszyscy mieszkańcy Villarreal, nie dać się stłamsić i zdominować, jak Salzburg w reważnu 1/8 finału. Doświadczenie Hiszpana w walce z niełatwymi przeciwnikami na pewno bardzo się tu przyda. A wtedy może powtórzy się piękny sen Villarreal o półfinale Ligi Mistrzów. Wspomnienia 2006 roku powracają ze zdwojoną siłą. Niestrzelony przez Riquelme karny w dziewięćdziesiątej minucie rewanżowego spotkania, przesądził o awansie Arsenalu do finału. Co by było gdyby? Dogrywka... choć jak wspominał po latach Thierry Henry, to spotkanie kosztowało cały zespól tak wiele sił, że chyba nikt z ówczesnej ekipy Arsene’a Wengera nie wyobrażał sobie dodatkowych 30 minut gry. A to niewątpliwa byłaby szansa dla Hiszpanów. Czy tym razem wykorzystają swoją moc i wyeliminują już na wcześniejszym etapie faworyzowany Bayern? Łatwo na nie będzie, ale czyż nie za takie emocje najbardziej kochany Champions League?