O tym, jak wyglądała pierwsza połowa meczu FC Porto z Interem Mediolan wskazywały sceny podczas zejścia uczestników pojedynku do szatni. Edin Džeko w żółtej koszulce Interu dyskutował wtedy zawzięcie z polskim sędzią Szymonem Marciniakiem. Zakończył rozmowę ze stanowczym Polakiem machaniem rękoma. Wielokrotnie bowiem zdarzało się, że gracze drużyny włoskiej, jak i portugalskiej padali pod bramką, domagali się gwizdka, ale Szymon Marciniak nie reagował. Przypominało to sceny żywcem wyjęte z mundialu w Katarze. Swoją drogą, więcej do powiedzenia od Edina Džeko i Interu mógłby mieć zespół FC Porto. Gdy pod koniec pierwszej połowy leżał w polu karnym Galeno, Portugalczycy protestowali, ale karnego nie było. Pod koniec pierwszej połowy działo się zresztą najwięcej. Wtedy to właśnie argentyński napastnik Lautaro Martinez pomknął na bramkę gospodarzy po błędzie portugalskiej drużyny. Ta scena też przypominała katarski mundial, bowiem Argentyńczyk fatalnie ją zmarnował. W odpowiedzi ruszyli gracze FC Porto i jeszcze w doliczonym czasie pierwszej połowy Stephen Eustaquio omal sięgnął piłkę tuż przed bramką Interu. A chyba jeszcze lepszą okazję miał Evanilson. FC Porto na musiku. Inter się bronił Mediolańczycy mieli zaliczkę 1-0 z pierwszego meczu, więc to FC Porto przejawiało większa inicjatywę. Gdyby w 54. minucie podanie Pepe doszło do Galeno, portugalski zespół pewnie odrobiłby straty. Galeno jednak ledwo musnął piłkę przed bramkarzem Andre Onaną zamiast uderzyć. Napór Portugalczyków nasilał się, ale bili oni głową w mur. Evanilson, Pepe czy Galeno marnowali okazje bramkowe. W 75. minucie po wrzucie z autu piłki przez Matheusa aż w pole karne Włochów najprzytomniej zachował się tam serbski piłkarz Marko Grujić. Uderzył w sposób niesygnalizowany i w tym wypadku Inter mógł podziękować bramkarzowi Onanie i jego refleksowi. FC Porto robiło co mogło, ale nie było w stanie strzelić jedynego gola, który pozwoliłby mu odrobić straty. Jeszcze w doliczonym czasie Toni Martinez uderzył przewrotką i piłka przeleciała tuż obok słupka, a po chwili gracze Interu wybijali piłkę z linii bramkowej. Kiedy FC Porto trafiło jeszcze w ostatnich sekundach w słupek, a po chwili w poprzeczkę, trudno było sobie wyobrazić bardziej emocjonującą końcówkę.