Informacja o kontuzji i operacji Sebastiena Freya oznacza, że do bramki Fiorentiny, co najmniej na pół roku wchodzi Artur Boruc. Stało się to tego samego dnia, gdy bulwersującym wywiadem, w którym nazywał Nikodemem Dyzmą selekcjonera Franciszka Smudę, zamknął sobie drogę do reprezentacji Polski i na Euro 2012. Dla Boruca to jednak nic nietypowego, a nawet dziwne byłoby, gdyby stało się inaczej. Potrafił samotnie bronić dziewczyny napadniętej przez bandę łobuzów w parku w Glasgow, ale też bez mrugnięcia okiem straszyć mordobiciem dziennikarzy, którzy mu się nie podobali. Boruc - dla jednych bohater, dla innych szaleniec. Spokój i praca to nie jest ulubione środowisko Boruca. Do normalnego funkcjonowania niezbędne są mu wysoka presja i adrenalina. Gdziekolwiek się ruszył nie potrafił zająć się swoimi sprawami: w pierwszym szeregu każdego konfliktu, który znalazł się w jego zasięgu. Skrzynka piwa dla kibiców W Legii nie wystarczył mu status gwiazdy, zapisał się więc do stowarzyszenia kibiców klubu i już jako bramkarz Celticu jeździł na mecze zespołu z Warszawy. Kiedyś na spotkaniu z fanami Legii zafundował im kilkadziesiąt skrzynek piwa, chcąc zrobić lepsze wrażenie, zadrwił ze swoich kolegów i kibiców z Glasgow. W dzienniku "Sunday Mail" przytoczono jego słowa - bardzo krytyczne wobec największych gwiazd - Johna Hartsona i Roya Keane'a. W bramkarzu szybko dojrzewał jednak "patriotyzm celtycki". Rywalizacja Celticu i Rangers trwa od 1888 roku. Boruc zaledwie o niej słyszał, gdy pięć lat temu Legia wypożyczała go do Celticu. Szybko wczuł się jednak w rolę. Gdy podczas jednego z meczów derbowych ostentacyjnie przeżegnał się przed protestanckimi kibicami Rangers, ci wpadli w furię. Jeden z nich zawiadomił policję. Sytuację zarejestrowała kamera. Prokurator uznał, że gesty Boruca były prowokacyjne. Policja ograniczyła się do pouczenia i Polak nie stanął przed sądem pod zarzutem podburzania tłumu i prowokowania zamieszek. Wziął go w obronę szkocki Kościół, twierdząc, że Boruc został upomniany za przeżegnanie się. Głos w sprawie zabrał nawet premier Szkocji, Jack McConnell: - Myślę, że politycy powinni być bardzo ostrożni w ocenianiu tej sprawy i pracy prokuratorów - stwierdził. Jedna z prawicowych organizacji polonijnych przedstawiała Boruca jako męczennika walki za wiarę, prawdziwego Polaka-katolika, wzór do naśladowania. Borucowi się to spodobało, więc w kolejnym derbowym meczu Celtic - Rangers znów się przeżegnał. I sprawa ponownie trafiła do prokuratury. Z Legii na sam szczyt Na boisku spisywał się jednak fenomenalnie. Właściwie Celtic wypożyczył go z Legii tylko po to, by jako bramkarz nr 2 zdopingował do pracy Davida Marshalla. Polak z miejsca wygrał z nim rywalizację, a Celtic w pośpiechu wykupił go za 1,5 mln euro. W listopadzie 2006 roku w 90. min obronił rzut karny Louisa Sahy, co dało Celticowi prestiżowy triumf nad Manchesterem United, a także pierwszy awans do 1/8 finału Champions League. Szkoci potykali się z Milanem, Polak bronił tak dobrze, że faworyzowani Włosi awansowali dopiero po golu Kaki w dogrywce, a potem zdobyli Puchar Europy. 27 sierpnia 2007 roku Boruc obronił karne w meczu ze Spartakiem Moskwa zapewniając Celticowi awans do kolejnej edycji Champions League. Podszedł potem do kamery i pokazał "eLkę" - symbol Legii. W fazie grupowej Celtic znów grał z Milanem i razem z nim awansował do 1/8 finału tocząc potem przegrane boje z Barceloną. Fani klubu nazywali Polaka "Świętym bramkarzem". Jego grę komplementowała cała Europa. "La Gazzetta dello Sport" umieściła go na trzecim miejscu wśród bramkarzy w 2007 roku, został też nominowany przez Międzynarodową Federację Piłkarzy Zawodowych (FIFPro) do drużyny sezonu 2007/2008 obok Gianluigiego Buffona, Ikera Casillasa, Petra Cecha i Edwina van der Sara. W 2008 roku magazyn "FourFourTwo" umieścił go na 52. miejscu rankingu piłkarzy. Z bramkarzy wyprzedzili go jedynie Casillas (4. miejsce) oraz Buffon (19.). Otrzymał specjalne wyróżnienie w 40. edycji Konkursu Fair Play organizowanym przez Polski Komitet Olimpijski za to, że 21 kwietnia 2007 roku uratował w Elder Park w Glasgow trójkę Polaków, w tym kobietę w zaawansowanej ciąży, przed grupą pijanych chuliganów. Na deser Gala wyróżniła go różą w kategorii Piękni Dziś. Co dalej z bramkarzem-skandalistą? Boruc był bohaterem narodowym w Polsce po mundialu w Niemczech i Euro 2008. U Pawła Janasa wygrał rywalizację z Jerzym Dudkiem. Leo Beenhakker, choć potrzebował czasu, by się do niego przekonać, w końcu stał się ofiarą przywiązania do Boruca. Ulubiony bramkarz Holendra najpierw wziął udział w libacji po towarzyskim meczu z Ukrainą, a gdy wrócił do drużyny zawalił eliminacje MŚ w RPA. Puszczał kuriozalne gole w meczach ze Słowacją i Irlandią Płn. Źle grał także w Celticu. Latem 2008 klub ukarał go grzywną za złamanie zakazu picia alkoholu na holenderskim tournee zespołu, a kilka miesięcy później szkocka federacja za obraźliwe gesty wobec fanów Rangers. Skandal z porzuceniem żony, kiedy brukową prasę obiegły zdjęcia podchmielonego Boruca z nową partnerką w nocnym klubie był apogeum kłopotów niedawnego bohatera. Franciszek Smuda miał dość powodów, by o nim nie pamiętać. Trener, który ma zbudować drużynę na mistrzostwa Europy w Polsce, mówił otwarcie, że odstrasza go tusza bramkarza. Od dłuższego czasu Boruc był po prostu gruby. Latem przyszedł kolejny przełom: bramkarz schudł, zmienił klub i Smuda powołał go na mecz z Ukrainą, choć w Fiorentinie był tylko rezerwowym. Zagrał dobrze, można było mieć wrażenie, że kłopoty się skończyły. Podczas powrotu z amerykańskiego tournee pił wino w samolocie mimo zakazu selekcjonera. A teraz udzielił wywiadu mówiąc, że Smuda jest dwulicowy i wredny. Zaskoczeni są już tylko ci, którzy nie znają Boruca? Jaki będzie kolejny odcinek tej piłkarskiej epopei? Niełatwo przewidzieć. Jedno jest oczywiste: Boruc nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.