W minionej kolejce Ligi Mistrzów drużyna FC Porto przegrała nieznacznie z Barceloną 0:1. Tuż po końcowym gwizdku sędziego Sergio Conceicao wyraźnie zaznaczał, że jego podopieczni są mocno poirytowani takim obrotem spraw i zrobią wszystko, by w kolejnych spotkaniach móc pochwalić się zarówno znacznie lepszą grą, jak i skutecznością. W pierwszej połowie spotkania z Royal Antwerp słowa uznanego szkoleniowca nie miały jednak żadnego odzwierciedlenia w praktyce, bo jego zespół długo wchodził na relatywnie przyzwoite obroty. Bardzo szybko stało się jasne, że gospodarze nie będą jedynie tłem dla wicemistrzów Portugalii i będą chcieli brać czynny udział w wydarzeniach na boisku. Gracze prowadzeni przez ambitnego Marka van Bommela skutecznie powstrzymywali ofensywne zakusy gości, którzy w trakcie otwierających minut podejmowali nieskuteczne próby napoczęcia rywala. Kluczowe znaczenie miała formacja defensywna, która niemal bezbłędnie wywiązywała się ze swoich działań w destrukcji. Gospodarze opierali swoje ataki na szybkich kontratakach, które nie robiły jednak najmniejszego wrażenia na golkiperze "Smoków", który do 37. minuty był niemalże bezrobotny. To właśnie wtedy fatalny błąd popełnił Alan Valera, który tracąc futbolówkę w środkowej strefie boiska, wprowadził wyraźną nerwowość w szeregi swojego zespołu. Piłkarze Royal Antwerp "poczuli krew" i postanowili mocniej przycisnąć ekipę z Porto. Jak się okazało, determinacja, a także odrobina szczęścia sprawiły, że to gospodarze mogli się cieszyć z otwierającego gola. Konkretnie Alhassana Yusufa, który dopadł do odbitej piłki i skierował ją do bramki tuż przy prawym słupku. Diogo Costa nie był w stanie zareagować i na tablicy wyników pojawił się rezultat 1:0 dla miejscowych. Koszmar FC Barcelony trwa. Tak źle nie było od dawna, a za pasem El Clasico Nawet pomimo czterech doliczonych minut wynik do przerwy nie uległ zmianie i przy sporym aplauzie lokalnej publiczności sędzia zaprosił obie drużyny do szatni na zasłużony odpoczynek. Sensacja wisiała w powietrzu. Piorunujący początek drugiej połowy pokrzyżował plany Antwerpii Kibice FC Porto obserwując start drugiej połowy, zachodzili w głowę, jakich słów przez niemal 15. minut używał Sergio Conceicao, że jego podopieczni wyszli na drugą odsłonę, aż tak bardzo nabuzowani pozytywną energią i boiskową determinacją. Kilkadziesiąt sekund po rozpoczęciu drugiej odsłony "Smoki" wykorzystały fatalny błąd młodego pomocnika Arthura Vermeerena i doprowadziły do wyrównania. 18-latek stracił futbolówkę w newralgicznym punkcie, napędzając szarżę zainicjowaną przez Mehdiego Taremiego. Irańczyk posłał świetną piłkę do Evanilsona, a drugi z napastników nie kalkulując zbyt długo, oddał mocny strzał, który po odbiciu od jednego z obrońców zmylił bramkarza, a piłka zatrzepała w siatce. Jak można się spodziewać, wicemistrzowie Portugalii nie zamierzali osiadać na laurach, natychmiast narzucając rywalom swój styl gry. Wysoki pressing, a także wyłapywanie nawet najmniejszych błędów rywali przyniosło pożądane rezultaty jakiś czas później, kiedy trybuny w Antwerpii niemal całkowicie zamilkły. W 54. minucie bohater klubu z Porto został Stephen Eustaquio, który wykorzystał piękne podanie od Joao Mario, precyzyjnie umieszczając futbolówkę tuż przy lewym słupku bramki strzeżonej przez Jeana Buteza. Odzyskanie inicjatywy, a przede wszystkim prowadzenia podziałało na Porto niezwykle motywująco. Gracze Conceicao raz za razem nękali defensywę gospodarzy, kreując dogodne sytuacje. Brakowało jednak odpowiedniego wykończenia. Lewandowski załamany, tego już nie wytrzymał. Polak został przyłapany Perfekcja tego elementu piłkarskiego rzemiosła objawiła się w 68. minucie, kiedy "Smoki" zadały kolejny cios bezradnym gospodarzom. Kolejną wspaniałą asystą popisał się Joao Mario, a na listę strzelców raz jeszcze wpisał się Evanilson, który potężnym strzałem nie dał najmniejszych szans bezsilnemu golkiperowi. Mistrzowie Belgii nawet pomimo niekorzystnego wyniku próbowali swoich sił, momentami konstruując ofensywne akcje. Niestety, ale ich próby nie były w stanie realnie zagrozić bramce gości, którzy po wypracowaniu bezpiecznej przewagi oddali nieco inicjatywę, skupiając się na spokojnym dograniu tego starcia. Nadzieje gospodarzy prysły w 84. minucie, kiedy to Evanilson wykorzystał świetne podanie za linię obrony, a następnie przelobował interweniującego bramkarza. Brazylijczyk wszedł z ławki i w kilkadziesiąt minut zdołał zgromadzić na swoim koncie efektowny hat-trick. Ostatecznie mecz w Antwerpii zakończył się wynikiem 4:1 dla gości z Porto. W praktyce oznacza to, że sensacyjni mistrzowie Belgii już niemal na pewno nie zagrają w fazie pucharowej Ligi Mistrzów. Z kolei podopieczni Sergio Conceicao mają na swoim koncie sześć "oczek" i zajmują drugie miejsce w grupie H, tuż za liderującą FC Barceloną.