Zapis relacji na żywo z półfinału Ligi Mistrzów AS Roma - Liverpool! Zapis relacji na urządzeniach mobilnych "Musimy w to wierzyć, bo z tą publicznością i z taką pasją wszyscy mają ochotę na jeszcze jeden cud!" - mówił przed spotkaniem z Liverpoolem trener Romy Eusebio di Francesco. Cud się nie zdarzył, choć zabrakło do tego bardzo mało! Gospodarze są jednak sami sobie winni. Fatalne rozegranie piłki do środka pola przez Radję Nainggolana, skutkujące szybką kontrą Roberto Firmino i golem Sadio Mane już na początku ustawiło mecz. Roma walczyła, na Stadionie Olimpijskim w Rzymie była znakomita atmosfera, ale to za mało, aby myśleć o odrobieniu strat z pierwszego meczu i wyjeździe na wielki finał do Kijowa. Choć działo się bardzo dużo, a kibice mogli zobaczyć mecz prowadzony w bardzo szybkim tempie. Podopieczni Eusebio di Francesco rozpoczęli od zdecydowanych ataków. Dwa gole strzelone przez nich w końcówce pierwszego spotkania sprawiły bowiem, że nie stracili jeszcze wszelkiej nadziei mimo porażki 2-5 w Liverpoolu. Tym bardziej, że w ćwierćfinale z Barceloną również mieli do odrobienia trzybramkową stratę w rewanżu i zadanie wykonali. Gol Mane podciął im skrzydła, choć trzeba też przyznać, że gospodarze szybko wrócili do gry. Pomogła im w tym dość przypadkowa bramka samobójcza Milnera. "The Reds" przeżyli taką sytuację po raz pierwszy od dziesięciu lat. W 2008 roku Riise również strzelił do własnej bramki w Lidze Mistrzów, co ciekawe - także w półfinale (przeciwko Chelsea). Wydawało się, że Roma - niesiona dopingiem kibiców - jeszcze raz uwierzy we własne możliwości. Wtedy znowu nastąpił potężny cios. Niefrasobliwość w obronie spowodowała, że Liverpool znowu wyszedł na prowadzenie. Tym razem za sprawą Wijnalduma. Kolejny gol dla gości oznaczał, że możliwa była jeszcze dogrywka, ale Roma musiała strzelić cztery gole, aby do niej doprowadzić. I nie stracić żadnego. Udało się "tylko" trzy razy. Już po przerwie. Po znakomitej akcji El Shaarawy’ego, Karius jeszcze wybił piłkę, ale przy dobitce Dżeko był bezradny. Potem Nainggolan zrehabilitował się dwa razy za błąd z I połowy. Najpierw jego potężne uderzenie z dystansu kompletnie zaskoczyło Kariusa, który był bezradny, gdy piłka odbiła się od słupka i wpadła do siatki. Potem wykorzystał karnego w ostatniej minucie meczu. Zanim do tego doszło nie raz kotłowało się pod bramką Liverpoolu! Najpierw Bośniak został sfaulowany przez bramkarza w polu karnym i byłaby niechybnie jedenastka oraz czerwona kartka, gdyby sędzia liniowy nie dopatrzył się spalonego! To jedna z największych kontrowersji tego meczu. Chwilę potem kolejna. Strzał El Shaarawy'ego został zablokowany ręką przez Alexandra-Arnolda w polu bramkowym, ale akcja była tak szybka, że sędzia tego nie zauważył i nie zagwizdał przewinienia. Kto wie, jak potoczyłyby się losy spotkania, gdy te dwie sytuacje zostały inaczej zinterpretowane. Mohamed Salah, najgroźniejszy zawodnik Liverpoolu, tym razem pozostał nieco w cieniu, dokładnie pilnowany przez byłych kolegów z Romy. Pierwszą groźną okazję miał w 38. minucie, potem już nie zagroził poważnie bramce gospodarzy. Ale "The Reds" mogą pochwalić się czym innym: są pierwszym zespołem w historii Ligi Mistrzów, którego trzej napastnicy mają na koncie co najmniej po 9 goli (Salah i Firmino po 10, Mane - 9). Roma - Liverpool 4-2 (1-2) 0-1 Mane (9.) 1-1 Milner (16., samob.) 1-2 Wijnaldum (26.) 2-2 Dżeko (52.) 3-2 Nainggolan (87.) 4-2 Nainggolan (90+4., karny) Sędziował Damir Skomina (Słowenia) Pierwszy mecz: 5-2 dla Liverpoolu. Awans: Liverpool RP