<a href="http://nazywo.interia.pl/relacja/18-finalu-lm-real-madryt-manchester-united,3675">Już teraz zapraszamy na internetową relację LIVE!</a> Kiedy profesor Anita Elberse z Harvard Business School wraz ze swoim pomocnikiem Tomem Dye przybyła na Old Trafford, Alex Ferguson nie był przekonany do współpracy. Szybko zrozumiał jednak, że zainteresowanie uniwersytetu, który kształcił Billa Gatesa (twórca Microsofta) i Marka Zuckerberga (założyciel Facebooka) jest sporą nobilitacją dla trenera piłki nożnej. W końcu grudnia minionego roku zapracowany Szkot wybrał się nawet do Bostonu, by wystąpić przed studentami i profesorami Harvardu. Pytany przez dziennikarzy, po co odsłania tajemnice swojego zawodu, odpowiedział, że mając 71 lat może sobie na to pozwolić. "Chcę sprezentować swoje doświadczenia przyszłym trenerom i pomóc młodym ludziom w osiąganiu sukcesu". Well done To wtedy Szkot opowiedział o tym, jak na Old Trafford kazał ustawić coś w rodzaju solarium, by organizm jego piłkarzy rekompensował brak słońca i witaminy D. Wyznał też, że zainspirował go śpiewak operowy Andrea Bocelli. "Nigdy sam nie wybrałem się na koncert muzyki klasycznej, ale zrozumiałem, iż drużyna jest jak orkiestra: czasem wiodące role grają jedni, by potem na jakiś czas zamilknąć lub pozostać w cieniu". W opracowaniu Harvardu poświęconym przypadkowi człowieka, który przez 26 lat utrzymał się na ławce Manchesteru United pojawiło się motto. - Dla piłkarzy, ale też dla wszystkich ludzi nie ma nic lepszego niż zwrot "dobrze zrobione (well done)". To najwspanialsze dwa słowa używane w sporcie, nie trzeba już żadnych komplementów - stwierdził Ferguson. Szkot jest żywą legendą. To truizm. Tak jak truizmem jest stwierdzenie, iż jedynym szkoleniowcem mogącym się z nim równać jest Jose Mourinho. Na ich środowe starcie na Santiago Bernabeu futbolowy świat czeka z zapartym tchem, na 90 minut w niepamięć pójdzie wszystko to, czego dokonali przedtem. W miniony weekend Manchester United pokonał Everton 2-0 zwiększając przewagę nad broniącym tytułu City do 12 pkt. Gole zdobyli Ryan Giggs i Robin van Persie - dwaj gracze mogący być przykładem siły oddziaływania Fergusona. Pierwszy dobija do czterdziestki, a na Old Trafford spędził całe piłkarskie życie, drugi przybył niedawno po latach spędzonych w Arsenalu, by zdobyć wreszcie coś wielkiego. I United gra teraz jak orkiestra symfoniczna. Jose Mourinho mógł powiedzieć to samo o Realu Madryt zaledwie sześć miesięcy temu. Wtedy jego gwiazdy kroczyły po tytuł mistrza Hiszpanii okraszony rekordami goli (121) i punktów (100). Dziś batalia w obronie trofeum jest przegrana, "Królewscy" tracą do Barcelony 16 pkt. Lista wewnętrznych wstrząsów, jakie dotknęły drużynę jest właściwie nieskończona. Wszystko cichnie jednak w obliczu wielkiego wyzwania. W środę na Santiago Bernabeu piłkarze z Madrytu mogą zrehabilitować się za wszystko, co złego zrobili ostatnio swoim kibicom. Odejść jako zwycięzca Nikt nie ma wątpliwości, że przeciw United zobaczymy najlepszą wersję Realu, tę która w sobotę pokonała Sevillę 4-1, a wcześniej rozbiła Valencię. Dla Mourinha porażka z Manchesterem w 1/8 finału Champions League byłaby najgorszym doświadczeniem w karierze trenerskiej. Mimo tylu triumfów z Porto, Chelsea, Interem i Realem, wciąż nie może sobie pozwolić na to, by odcinać kupony od dawnych sukcesów. Wydaje się, że jego rozstanie z Madrytem jest przesądzone, chce jednak odejść jako zwycięzca. Aby tak się stało, musi pokonać Fergusona, a potem zdobyć dla klubu dziesiąty Puchar Europy. Nie pozostało mu żadne rozwiązanie pośrednie. W Realu marzenie o triumfie w Champions League zmieniło się w ostatniej dekadzie w zbiorową obsesję. Po to Florentino Perez zatrudnił Mourinha dając mu rekordową pensję. W przeddzień starcia z United wszyscy w klubie wracają pamięcią do roku 2000. Real przeżywał wtedy katusze, był dopiero piąty w Primera Division. Z klubu usunięto Johna Toshacka, zastępując tymczasowo szefem wyszkolenia młodzieży Vicente del Bosque. W ćwierćfinale Ligi Mistrzów na drodze zespołu z Bernabeu stanął broniący trofeum Manchester United. Rewanż na Old Trafford wygrany 3-2 był wielkim zwrotem dla "Królewskich": Raul, Casillas i Redondo za swój nieziemski drybling przy bramce na 3-0, przeszli do legendy. Wkrótce potem Real rozprawił się z swoim dyżurnym prześladowcą - Bayernem Monachium, by zdobyć Puchar Europy po gładkim zwycięstwie w finale nad Valencią 3-0. Czy taka sama metamorfoza możliwa jest po 13 latach? W stolicy Hiszpanii łudzą się, że tak. Obecna drużyna ma więcej atutów niż tamta, choć Casillas leczy kontuzję. Mourinho i jego gracze nabrali ostatnio wielkiego głodu udowodnienia, że są stworzeni do najwyższych celów. W środę gracze Realu i ich trener zaczynają bój o uniknięcie katastrofy, inaczej już na początku marca może się okazać, że przegrali wszystko, co mogli.