Niesamowita atmosfera powitała piłkarzy Realu Madryt i Chelsea na londyńskim stadionie. Było to widać chociażby w sytuacji z początku meczu, gdy Vinicius Junior w rozpędzie wyhamował dopiero przed bandami, za którymi siedzieli już angielscy kibice. Powitał go taki stek wyzwisk, że każdy by się przejął. Każdy, ale nie Vinicius i nie Real. Można było odnieść wrażenie, że najlepsza drużyna w dziejach Pucharu Europy jest przekonana, iż przy wyniku 2:0 z pierwszego meczu w Madrycie oraz przy tak dużym kryzysie, jaki przeżywa Chelsea nie jest w stanie tu odpaść. Pozwoli się Anglikom wyszumieć w kwadrans, poczeka i z pewnością coś strzeli. Gola, który rozstrzygnie rywalizację. Dla Chelsea ten mecz był w zasadzie ostatnim, który mógł jej uratować Europę w kolejnym sezonie. Nie zanosi się na to, by była w stanie wywalczyć grę w pucharach poprzez ligę. Wygranie Ligi Mistrzów było ostatnią szansą. Zadanie było trudne, ale byłoby wykonalne, gdyby ten gol wreszcie padł. Choćby w ostatniej akcji pierwszej połowy, którą londyńczycy zmarnowali w sposób niebywały. Marc Cucurella znalazł się z piłką w zupełnie czystej pozycji i okazję zmarnował. Real ratował Thibault Courtois. Chelsea rozpaczliwie potrzebowała bramki z Realem Gdyby wtedy Chelsea prowadziła 1:0, stadion i publiczność mogłyby ponieść ją do odrobienia strat z Madrytu. A tak po pierwszym kwadransie zagranym bardzo dobrze to Real miał lepsze okazje do rozwiązania problemu z Chelsea. Vinicius w 21. minucie był bardzo bliski celu, a sytuacja z 42. minuty była wręcz wyśmienita. Położenie Chelsea mogło się jeszcze zmienić kilka minut po przerwie, gdy Eder Militao dwukrotnie ratował Chelsea przed utratą gola, gdy nacierał N'Golo Kante. Zaraz potem niewiele brakowało, aby wyleciał z boiska z drugą żółtą kartką. Sędzia wahał się, ale oszczędził Brazylijczyka, co wywołało wściekłość u trenera Franka Lamparda. Niewiele później crossowe podanie z linii defensywy realu, błąd Cucurelli i szyków Chelsea spowodowały, że Rodrygo popędził pod bramkę rywali tak, że dobiegł do linii końcowej i z niej zagrał na drugą stronę pola karnego. Vinicius nie miał tam pozycji do strzału, więc oddał piłkę. Ta raz jeszcze trafiła do Rodrygo, który tak jak rozpoczął demontaż Chelsea w tej akcji, tak dokonał egzekucji. Trener Lampard wpuścił na boisko Raheema Sterlinga, Joao Felixa i nowy nabytek, Mychajło Mudryka, który kosztował fortunę, a wciąż pozostaje bez strzelonej bramki. Tutaj był jej blisko, ale przestrzelił fatalnie. Nie oni jednak byli bohaterami końcowej fazy meczu, ale zawodnicy Realu Madryt, w tym Urugwajczyk Federico Valverde, o którym tak ostatnio było tak głośno. Kolejne podanie z linii defensywnej Hiszpanów sprawił, że Urugwajczyk wyśmienicie doszedł do piłki, zagrał ją do Rodrygo i on nie tyle strzelił drugiego gola, co w zasadzie zabawił się z szeregami obronnymi Chelsea. Wspaniała na początku meczu atmosfera skończyła się. Chelsea pogrążyła się w dręczącym ją kryzysie i przegrała ostatnią rywalizację, która mogła dać jej w tym sezonie trofeum. "Que viva España" - zabrzmiało z ust hiszpańskich kibiców w Londynie. Real Madryt znalazł się w półfinale jako jeden z najpoważniejszych faworytów do wygrania Ligi Mistrzów.