"Los Blancos" przystąpili do tego starcia w kiepskich nastrojach, za to z ogromną motywacją. W pierwszych dwóch spotkaniach grupowych Real zdobył tylko jeden punkt. - Wiemy, co nas czeka, ten mecz to finał. Każde spotkanie jest finałem. Koncentrujemy się na tym, co musimy zrobić, aby zdobyć trzy punkty. Zawsze dążymy do wygrania wszystkiego i za każdym razem chcemy pokazać, że jesteśmy dobrzy - deklarował na konferencji przedmeczowej trener Realu Zinedine Zidane. Inter znajdował się w niewiele lepszej sytuacji - po remisach z Borussią Moenchengladbach (2-2) i Szachtarem (0-0) miał na koncie dwa punkty. To Real lepiej rozpoczął to spotkanie i mógł szybko strzelić gola. Najpierw jednak Marco Asensio po uderzeniu z dystansu musiał uznać wyższość Samira Handanovicza, a później Fererico Valverde dwukrotnie - raz w naprawdę dogodnej sytuacji - posłał piłkę nad poprzeczką. A propos poprzeczki - trafił w nią w 11. poprzecze Nicolo Barella po niezłej akcji Interu. W 25. minucie "Królewscy" w końcu dopięli swego i objęli prowadzenie. Pomógł im w tym ich były zawodnik - Achraf Hakimi. Atakowany przy linii bocznej Marokańczyk zagrał do Handanovicza. Do piłki dopadł jednak Karim Benzema, minął wychodzącego z bramki golkipera Interu i dopełnił formalności. W 33. minucie było już 2-0. Sergio Ramos potwierdził po raz kolejny, że gra głową jak mało kto i zdobył bramkę po rzucie rożnym. Odpowiedź Interu była natychmiastowa - Barella w cudowny sposób zagrał piętą w pole karne do Lautaro Martineza, a ten pewnym strzałem umieścił piłkę w siatce. Piłkarze Realu schodzili do szatni prowadząc 2-1.