"Marzenia o potrójnej koronie Bayernu przekreślił gol ze spalonego Cristiano Ronaldo w 105. minucie" - peroruje niemiecki "Bild", oddając też chwałę Bawarczykom za współtworzenie znakomitego widowiska, tyle że nie okraszonego awansem do najlepszej czwórki Ligi Mistrzów. To spotkanie dowiodło, że nawet jeden z najlepszych arbitrów na świecie Viktor Kassai nie jest w stanie być bezbłędny. Współczesny futbol, bardzo szybki i z grą na pograniczu spalonego sprawia, że zmysł wzroku sędziów nie nadąża w ewidentnych sytuacjach. A co dopiero wtedy, gdy potrzeba kilku powtórek telewizyjnych z różnych ujęć, by móc podjąć słuszną decyzję. Przy pierwszej bramce minimalnego przewinienia w polu karnych istotnie dopuścił się Casemiro, nie trafiając w piłkę, a zahaczając o nogę Arjena Robbena. Robert Lewandowski w swoim stylu, z charakterystycznym nabiegiem na dwa tempa, pewnie wykorzystał rzut karny. Przepisowo wyrównał Ronaldo strzałem główką, a po chwili padł samobójczy gol autorstwa Sergio Ramosa na wagę dogrywki, lecz w tej sytuacji już był spalony. Jednak istotne dla losów rywalizacji wydarzenia miały miejsce w ostatnich minutach przed upływem regulaminowego czasu gry. Wtedy czerwoną kartkę, za drugą żółtą, obejrzał Arturo Vidal, ale niesłusznie, bo Chilijczyk czysto zagarnął piłkę spod nóg Marco Asensio. Inna sprawa, że już na początku drugiej połowie spotkała go litość ze strony Kassaia, więc wiedział, że stąpa po kruchym lodzie. W dogrywce kluczową bramkę, z około metrowego spalonego, zdobył Ronaldo. Kolejny gol Portugalczyka, po kapitalnym indywidualnym rajdzie Marcelo, też padł z minimalnej pozycji spalonej. Linię ofsajdu wyznaczała piłka, która była tuż za nogą Portugalczyka. Wątpliwości co do prawidłowości trafienia nie było dopiero przy bramce Asensio, ustalającej wynik meczu na 4-2 dla Królewskich. W dwumeczu, w kontrowersyjnych okolicznościach, Real Madryt pokonał Bayern Monachium 6-3. AG