Trzeci mecz w ciągu ośmiu dni i trzeci raz inna jedenastka. Tym razem była zbliżona do pierwszego meczu z Florą. W miejsce Władysława Koczerhina był Giannis Papanikolaou, który wtedy miał drobny uraz. A za nieskutecznego w dwóch pierwszych spotkaniach Fabiana Piaseckiego od początku zagrał Łukasz Zwoliński. Piłkarze Flory zapowiadali, że jednobramkową stratę są w stanie odrobić i nie boją się mistrzów Polski. Częstochowianie byli pewni swego i zapewniali, że już dużo lepiej wiedzą na co stać rywali. Mieli zagrać jak w drugiej połowie pierwszego spotkania, tyle że skuteczniej. Lepiej zaczęli goście - dobrym dryblingiem popisał się Marcin Cebula i po podaniu do Jeana Carlosa skończyło się na rzucie rożnym. Po chwili Hiszpan pomylił się o centymetry, a po kolejnym kornerze strzał głową Zwolińskiego obronił bramkarz. Pierwsza połowa niewykorzystanych szans Raków nie zwalniał i kolejną dobrą akcję zakończył celnym strzałem Fran Tudor, ale wciąż było 0:0. Następna okazja i niecelnie głową uderzył Zwoliński, a Jean Carlos został zablokowany. Mistrzowie Polski byli coraz bliżej gola, ale wynik się nie zmieniał. Dostali też ostrzeżenie - po akcji Danila Kuraksina piłkę na rzut rożny odbił Zoran Arsenić. 25. minuta i najlepszy strzał gości - Evert Grunvald z trudem poradził sobie z próbą Bena Ledermana. W 37. minucie trzeci raz przed okazją stanął Zwoliński, ale znów strzał głową złapał Grunvald. Także Milan Rundić nie potrafił z kilku metrów pokonać bramkarza Flory. Próbował też Bartosz Nowak - po akcji Tudora - kopnął jednak w poprzeczkę. Wystarczyło nieco ponad 60 sekund drugiej połowy i w końcu Raków objął zasłużone prowadzenie. Świetna akcje Arsenicia, znakomite podanie i Zwoliński mógłby powiedzieć "Do czterech razy sztuka". Nie udało się trzy razy głową, za to udało za pierwszym razem nogą. Nowy napastnik Rakowa miał ochotę na więcej. Dostał piłkę od Jeana Carlosa i uderzył z 15 metrów, ale Grunvald obronił. 30-letni zawodnik dopiął jednak swego. W 59. minucie rozpoczął akcję bramkową - zagrał na prawą stronę do Tudora, zdążył wbiec w pole karne i zamknąć sytuację celnym strzałem. 2:0! Chwilę później powinno być 3:0, ale nie wiadomo, czy Tudor tak źle podał czy tak kiepsko strzelił. Mistrzowie Polski chcieli wygrać wyżej, ale sytuacje marnowali John Yeboah, Stratos Svarnas czy Fabian Piasecki. W końcu pięknym strzałem z około 16 metrów popisał się Papanikolaou i było 3:0. W drugiej rundzie eliminacji Raków zagra ze zwycięzcą pary Karabach Agdam - Lincoln. Azerowie pierwsze spotkanie wygrali 2:1, a rewanż rozegrają u siebie.