Dziś można jedynie analizować poszczególne akcje, oceniać lepsze i gorsze zagrania oraz żałować, że w kolejnym sezonie LM będziemy śledzić tylko poczynania Polaków w zagranicznych klubach, a nie grę polskiej drużyny... Z przykrością, aczkolwiek obiektywnie patrząc na ten dwumecz, uważam, że mimo pecha albo braku fartu, którego niewątpliwie zabrakło drużynie Rakowa, to Duńczycy bardziej na ten awans zasłużyli. Wygrali dwumecz, bo pomogło im doświadczenie zebrane w tych rozgrywkach w poprzednich latach. Po ich stronie była kultura gry, a konkretnie indywidualne wyszkolenie techniczne piłkarzy. Nie mam takiego poczucia, że mistrzom Polski przeszła przed nosem ogromna szansa. Kopenhaga była do pokonania, ale do tego potrzebna było przekroczenie bariery możliwości każdego z zawodników. Niestety, na tym poziomie każde pękające ogniwo sprawia, że zespół tej klasy co mistrzowie Danii te braki wykorzysta. Była szansa, że nawet bez napastnika klasy europejskiej Raków zdołałby awansować, ale gdy tym słabym ogniwem okazuje się bramkarz - tutaj niestety szanse spadły do minimum. Legia walczy nie tylko za siebie. Sądne dni dla krajowego rankingu Dariusz Dziekanowski: Kopenhaga najadła się strachu. Była do pokonania Co do samego występu w Kopenhadze - nie mam wątpliwości, że gospodarze najedli się strachu. Widzieliśmy po ostatnim gwizdku, jak wielką dla nich ulgą był sygnał sędziego kończący spotkanie - sztab szkoleniowy i piłkarze skakali z radości. Nie była to celebracja zwycięzcy, który był pewien wygranej, który wiedział, że jest o niebo lepszy i tylko to udowodnił, a awans należał mu się bez dwóch zdań. Nie, tak nie było, bowiem mistrzowie Danii napotkali opór dużo większy, niż tego oczekiwali. Tydzień temu pisałem, że Raków będzie musiał się wzbić na absolutny szczyt swoich możliwości - technicznych, ale też emocjonalno-mentalnych. Tymczasem przed przerwą - mówiąc pół żartem - najbardziej dynamiczną i desperacką akcją była ta, kiedy trener Szwarga ruszył po piłkę, żeby ją podać swojemu zawodnikowi, gdy ta wyleciała na aut. Być może zbyt długo Raków grał dość ostrożnie i nawet w drugiej połowie ekipa z Częstochowy próbowała wprowadzać piłkę prawie "na chodzonego". Ta maksymalna determinacja, większy rozmach i ryzyko w grze pojawiły się dopiero po wyrównującym golu. Duńskie media jednogłośne po meczu z Rakowem. "Horror" i "piszemy historię" To prawda, że gospodarze skutecznie pozamykali niemal wszystkie strefy na własnej połowie, ale w takim momencie potrzebne jest to, o czym pisałem po pierwszych spotkaniu w Częstochowie: jakiś element szaleństwa, kreatywności, po którym zawodnik sam do siebie powie pod nosem: hmm... nie wiem jak mi się to udało? Oceniając ten mecz właśnie tego mi zabrakło. Być może takiego właśnie zawodnika (może poza Tudorem) tego dnia na boisku nie było? Wiadomo, że Raków gra bez Ivi Lopeza, że z powodu kontuzji wypadł Jean Carlos, może za późno weszli na boisko powracający po kontuzji John Yeboah czy Łukasz Zwoliński. Może... Mimo wszystko Rakowowi za te eliminacje należą się duże brawa. Faza grupowa Ligi Europy - to w tym sezonie dla tego klubu był realny cel. Tutaj też będzie można zmierzyć się z silnymi rywalami i zdobyć kolejne doświadczenia. Rywalizacja z Kopenhagą pokazała zaś czego tej drużynie brakuje, przede wszystkim jeśli chodzi o wzmocnienia. Niestety, bez klasowego napastnika i niezwykle skutecznego bramkarza sufitu nie da się przebić.