Liczby są imponujące i wiele mówią, ale jeszcze nie wszystko. Z braku realnej konkurencji na krajowych boiskach, paryżanie wymyślili sobie zupełnie inną rywalizację, w której się realizują - bicie rekordów, choćby były one najbardziej szalone. Gracze Thomasa Tuchela wygrali już 10 kolejnych meczów na początek sezonu, poprawiając osiągnięcie Olympique’u Lillois sprzed ponad 80 lat. Jakby tego było mało, w każdym z tych spotkań strzelali rywalom z Ligue 1 przynajmniej trzy gole, doprowadzając do średniej 3,7 po dziesięciu spotkaniach. W Lidze Mistrzów, mimo straty punktów w Liverpoolu nie jest wcale gorzej, a nawet... lepiej, bo na Anfield PSG zapakował dwie bramki, by dołożyć kolejne sześć przeciwko Crvenie Zvezdzie. Czyli osiem w zaledwie dwóch meczach. Imponujące? Niewątpliwie, bo takiego otwarcia jak Tuchel nie miał w Paryżu ani Emery, ani Blanc, ani Ancelotti, który jako pierwszy zaczął na poważnie budować katarską potęgę w Paryżu niedługo po przejęciu klubu przed szejków z małego emiratu. Włoch - którego niewątpliwie pozbyto się zbyt wcześnie i trochę pochopnie, co potem nieraz odbijało się czkawką - wraca dzisiaj na Parc des Princes z Milikiem, Zielińskim i całą ekipą Napoli. Nie pierwszy raz. Już rok temu na początku jesieni przyjechał do swojego dawnego klubu z Bayernem, zabawił się w zaskakujące eksperymenty w składzie, dostał srogie lanie 0-3, a na drugi dzień już go w monachijskiej ekipie nie było. Gdy pytaliśmy go wówczas, tuż po głośnym wywiadzie Roberta Lewandowskiego dla "Spiegla", czy wyobraża sobie Bayern bez Polaka, odpowiadał, że Polak zostanie w Bawarii do końca kontraktu, nie przypuszczając, iż on sam tak szybko będzie musiał się pakować. Dzisiaj na eksperymenty zapewne sobie nie pozwoli, nic na to nie wskazuje, a i paryżanom nie będzie tak łatwo. Wręcz przeciwnie. To może być dla nich mecz o życie i to nie są żarty. Jak Tuchel sprowadza wszystkich na ziemię Sytuacja jest bowiem wyjątkowa. Rzadko zdarza się, aby już na etapie meczów grupowych spotykały się ze sobą naprawdę mocne drużyny, z dużymi i uzasadnionymi ambicjami, które nie odstają od siebie poziomem. Faworytem w grupie C wydawał się Liverpool, ale po porażce w Neapolu jego dominacja już nie musi być taka widoczna. Z kolei PSG, przegrywając na Anfield, doskonale wie, że walka o awans najpewniej rozstrzygnie się przede wszystkim w bezpośrednich spotkaniach z Napoli. Stąd ogromne znaczenie najbliższych dwóch meczów z drużyną Ancelottiego. Co to oznacza? PSG może ustanawiać nieprawdopodobne rekordy, może strzelać gole jak na zawołanie, pokazując jak skuteczni są Neymar, Mbappe oraz Cavani, ale na końcu i tak wszystko sprowadzi się do jednego - czy drużyna będzie w stanie poprawić swoje dotychczasowe osiągnięcia w Lidze Mistrzów, czyli przebić szklany sufit, którym na razie jest ćwierćfinał tych rozgrywek. Tuchel, który od początku sezonu nie przestaje budować bardzo pozytywnego wizerunku - trenera, który jest blisko piłkarzy, a jednocześnie potrafi zapanować nad wybujałym ego gwiazd - przyjął swoją taktykę: gramy tu i teraz, tworzymy spektakl niezależnie od rozgrywek i od przeciwnika, a przede wszystkim - nie głosimy wszem i wobec, że chcemy podbić Europę i zasługujemy na zdobycie Ligi Mistrzów. Taki cel oczywiście cały czas paryżanom przyświeca, ale zasługą Niemca jest to, że stara się sprowadzić wszystkich na ziemię. Zbyt dużo było dotychczas szumnych zapowiedzi i zbyt bolesne upadki, aby trochę nie pochylić głowy. Jednocześnie Tuchel pokazuje na boisku, że ma własny pomysł na tę drużynę, choć rozbieżności z dyrektorem sportowym Antero Henrique na pewno nie będą się w najbliższych miesiącach zmniejszać. Nie po takim okienku transferowym, gdy nie została zaspokojona podstawowa potrzeba, czyli ściągnięcie defensywnego pomocnika. W dłuższej perspektywie to może być większy problem, choć i tak kluczowe będzie, czy Verratti z Rabiotem wytrzymają cały sezon w formie i bez kontuzji, bo najwyraźniej tylko na nich Niemiec zamierza stawiać w kluczowych meczach. Lass Diarra nie jest brany pod uwagę, eksperymenty z Marquinhosem w roli pomocnika nie do końca się powiodły. Ściśle wiąże się z tym największa zmiana, którą Niemiec regularnie wprowadza w życie - ograniczenie liczby pomocników z zadaniami typowo defensywnymi, ale za to jeszcze większa siła w ofensywie. Tuchel nie boi się bowiem ustawiać Neymara w środku, w roli typowego rozgrywającego, aby miejsca starczyło nie tylko dla Mbappe i Cavaniego, ale również dla Di Marii. To bardzo odważne posunięcie, przynosi efekty w postaci nadzwyczajnej skuteczności, Neymar ma jeszcze więcej swobody, ale prawdziwy test dopiero będzie w najważniejszych meczach, gdy równowaga w zespole stanie się kluczowa. Czy Neymar i Mbappe zrozumieją Cavaniego? Już dzisiaj pojawiają się natomiast dwa inne problemy. W tercecie Neymar-Cavani-Mbappe Urugwajczyk nie współpracuje tak dobrze z kolegami, jak pozostali dwaj między sobą. Powiedzielibyśmy wręcz - w sposób naturalny. A przesuwanie Brazylijczyka jeszcze bliżej Francuza tylko będzie wzmacniać tę współpracę. Co zrobić, aby Cavani, którego sposób gry jest inny, też się w tym odnalazł? To wcale niemałe zadanie dla Tuchela. Z kolei przekonanie Rabiota, aby przedłużył kontrakt, upływający w czerwcu przyszłego roku (!) musi wziąć na siebie prezes Nasser al-Khelaifi, proponując niechybnie zarobki na poziomie Top5 w klubie. Jeśli mu się to nie uda i młody Francuz zacznie rozmowy z innym wielkim klubem, a może podpisać umowę już od stycznia, byłaby to ogromna porażka prestiżowa PSG. Jak więc widać, mimo niemal sielskiego początku sezonu, na paryżan czeka wiele zagrożeń, a mecze z Napoli, przeciwko Milikowi i Zielińskiemu, są dzisiaj z tych przeszkód najbardziej widoczne. I - w razie niekorzystnego wyniku - najbardziej wymierne. Tym bardziej, że PSG jeszcze nigdy nie wygrał z włoską drużyną w Lidze Mistrzów. Remigiusz Półtorak Zobacz wyniki Ligi Mistrzów