Przyznajmy, sytuacja jest nietypowa. Grupa C Ligi Mistrzów rzeczywiście okazała się "grupą śmierci", w której jedna drużyna z wielkiej trójki - Liverpool, PSG albo Napoli - z pewnością odpadnie, a jakby tego było mało, szanse na awans ciągle zachowuje Crvena Zvezda. A więc - będą ofiary. Pod największą presją są paryżanie. Jeśli chcą myśleć o fazie pucharowej na wiosnę, zwycięstwo z Liverpoolem jest niemal konieczne, choć i ono tylko przedłuża nadzieje, żadnej gwarancji jeszcze nie daje. Remis? Przy prawdopodobnym zwycięstwie Napoli z Serbami, też niewiele pomoże, bo wtedy Włosi mogą sobie nawet pozwolić na porażkę w ostatniej kolejce na Anfield, by wspólnie z "The Reds" przejść dalej. Sytuacja jest nietypowa także z innego powodu. Ekipa PSG, odkąd w 2011 roku władzę w Paryżu przejęli szejkowie z Kataru, nigdy nie miała najmniejszego problemu, aby suchą stopą przejść przez fazę grupową LM. Najczęściej w sposób, który nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Problemy pojawiały się na wiosnę, to prawda, a ostatnio nawet późną zimą, ale nie w listopadzie! Liga Europy? Nie żartujmy Nie po to działacze z Paryża rozbili bank i wprowadzili nowe zasady na rynku transferowym, kupując za ponad 400 mln euro Neymara i Mbappe, aby niepodzielnie panować tylko we Francji albo walczyć choćby o triumf w Lidze Europy. Droga Atletico Madryt, które w minionym sezonie potrafiło zrobić krok do tyłu, aby lepiej się odbić i zdobyć mniej prestiżowy puchar, nie jest może godna pogardzenia, ale wątpliwe, aby podobała się paryżanom. Nie takie były od początku ambicje. Dlatego dzisiaj przed meczem ma być dodatkowa motywacja od prezesa Nassera al-Khelaifiego. Znaczy - wszyscy mają zrozumieć powagę sytuacji. Gra toczy się bowiem nie tylko na boisku. Brak awansu do fazy pucharowej oznacza brak wpływu konkretnych milionów do kasy, a to - w obliczu nowych problemów z finansowym fair play i konieczności zasypania dziury po obniżeniu wartości kontraktów sponsorskich - ma kluczowe znaczenie. Według ostrożnych szacunków, PSG mógłby stracić co najmniej 25 mln euro, gdyby drużyna z Paryża już teraz skończyła przygodę w Lidze Mistrzów. Wydawałoby się, że to nic dla klubu, finansowanego de facto przez państwo Katar, ale nie w obecnej sytuacji. Wróćmy jednak na boisko, bo tam jest jeszcze ciekawiej. Jeśli Thomas Tuchel nie blefuje, a nie ma ostatnio takiego zwyczaju, to po wtorkowym treningu może postawić na dość zaskakujący skład. Z Thilo Kehrerem na prawej obronie (zamiast Thomasa Meuniera) i przede wszystkim z Marquinhosem jako defensywnym pomocnikiem. Brazylijczyk, nominalny środkowy obrońca był już nieraz próbowany na tej pozycji, m.in. w pierwszym meczu z Liverpoolem, ale bez rewelacyjnego efektu. Co więcej, wprost mówi, że wolałby grać na środku defensywy. A Tuchel zaznacza, że "trzeba ustawić piłkarzy tam, gdzie czują się najlepiej". Jak to rozumieć? To jedna z zagadek, na które nie ma jeszcze odpowiedzi. Rabiot. Negocjacje na najwyższym szczeblu Niewykluczone, że kryje się za tym drugie dno, bo normalnie obok Marco Verrattiego powinien występować Adrien Rabiot, aby wzmocnić środek pola. Problem w tym, że młody Francuz został odsunięty od składu miesiąc temu po spóźnieniu na odprawę przed spotkaniem z Marsylią, nie odzyskał zaufania trenera, a L’Equipe donosi nawet, że relacje między nimi są więcej niż chłodne. To z kolei może mieć inne konsekwencje. Rabiot, najzdolniejszy obecnie wychowanek PSG, ma kontrakt tylko do czerwca, czyli od stycznia może podpisać umowę z innym klubem. Prasa hiszpańska, skłonna często do nadinterpretacji, twierdzi, że porozumienie z Barceloną już jest, media francuskie (np. telewizyjny Telefoot) są bardziej sceptyczne. Tak czy inaczej, długie odsuwanie pomocnika od składu jest zaskakujące, bo całe dossier miał osobiście przejąć prezes Nasser. Sprawa jest zbyt ważna sportowo i zbyt prestiżowa wizerunkowo. Czy kolejne pozostawienie Rabiota na ławce przypieczętuje jego rozbrat z klubem, który go wychował? Chyba, że trener Tuchel w ostatniej chwili wymyśli jednak coś innego. Nie będzie za to żadnych niespodzianek w ataku. Mimo niedawnych urazów Neymara i Kyliana Mbappe, całe trio (z Edinsonem Cavanim) pojawi się od pierwszej minuty. Stawka jest zbyt wysoka. A Liverpool? Tak naprawdę pytanie dotyczy tego, czy górę weźmie wyrachowanie, które zwiększa szanse na przynajmniej jeden punkt, bardzo cenny, czy gracze Jurgena Kloppa zaatakują, co mają we krwi, wystawiając się jednocześnie na niebezpieczne kontry paryżan. Co najważniejsze dla The Reds, trener ma do dyspozycji galową jedenastkę z atakiem Salah - Firmino - Mane budzącym postrach na każdym boisku w Europie. Szykuje się więc gorące starcie, które poprowadzi Szymon Marciniak. Gracze PSG mają nadzwyczaj miłe wspomnienia, gdy sędzią w Parku Książąt był Polak. Półtora roku temu, jak jeszcze nikt nie myślał o remontadzie, zdeklasowali Barcelonę 4-0. Tym razem, parafrazując Napoleona, od wzniosłości (czyli bardzo cennych trzech punktów) do śmieszności (czyli koszmaru, jakim byłoby zakończenie przygody z Ligą Mistrzów, zanim ona na dobre się zacznie) też jest tylko krok. Remigiusz Półtorak z Paryża Zobacz wyniki Ligi Mistrzów