Chociaż Paris Saint-Germain to bezapelacyjnie jeden z europejskich gigantów, zespół nie zdołał wywalczyć bezpośredniego awansu do 1/8 finału Ligi Mistrzów. W walce o zameldowanie się wśród najlepszej szesnastki Europy, paryżanie trafili na Stade Brestois. PSG zaznaczyło swoją dominację już w pierwszej połowie Za Paris Saint-Germain niezwykle intensywny początek roku. W przedostatniej kolejce pierwszej fazy Ligi Mistrzów podopieczni Luisa Enrique mierzyli się z Manchesterem City. Ten "pojedynek bogaczy" miał wielkie znaczenie, bo obaj giganci byli wówczas o włos od odpadnięcia z elitarnych rozgrywek. Francuzi wytrzymali jednak ciśnienie i wygrali 4:2. To dało im nieco spokoju, a triumf nad VfB Stuttgart (4:1) w ostatniej serii gier tylko pokazał, że wracają do formy. Nie udało się jednak nadrobić strat z jesieni; aby zameldować się wśród 16 najlepszych drużyn Europy, PSG musiało przejść play-offy. Wyniki ułożyły się dla nich relatywnie szczęśliwie, bo trafili na krajowego rywala - Stade Brestois. Nie ulegało wątpliwości, kto jest faworytem tego dwumeczu. We wtorek mistrzowie Francji grali na wyjeździe i już w pierwszej połowie zdołali zapewnić sobie znaczną przewagę. W 20. minucie Pierre Lees-Melouzagrał ręką we własnym polu karnym, a "jedenastkę" pewnie wykorzystał Vitinha. Chociaż przyjezdni dominowali, Stade Brestois również miało swoją okazję. Szansy na wyrównanie nie wykorzystał jednak Abdallah Sima, trafiając jedynie w aluminium. Jakby tego było mało, w obramowanie własnej bramki trafił też Achraf Hakimi, ale rezultat wciąż wskazywał na 0:1 Ta nieskuteczność (i brak szczęścia) została skarcona jeszcze przed przerwą. W typowy dla siebie rajd ruszył Ousmane Dembele. Gwiazdor PSG zupełnie zmylił defensywę i bramkarza rywali i po uderzeniu na bliższy słupek dał swej drużynie jeszcze więcej spokoju. Dembele w życiowej formie, PSG bliskie awansu. Pozostało postawić kropkę nad "i" Ledwie piłkarze wrócili po przerwie, a Marco Bizot już musiał wyjmować futbolówkę z siatki. Bradley Barcola odnalazł podaniem Desire Doue, a ten z łatwością pokonał bramkarza Stade Brest. Gospodarze mieli jednak szczęście, bo arbiter dopatrzył się spalonego i anulował gola. Nie było to jednak ostatnie słowo paryżan. Na pół godziny przed końcem ponownie przypomniał o sobie Dembele, który w dogodnej sytuacji uderzył tuż obok słupka. Tego dnia popularny "Komar" miał się jednak tak świetnie, że wystarczyło poczekać, aż ponownie wpisze się na listę strzelców. Gwiazdor doczekał się swojej wielkiej chwili w 66. minucie. Świetnie wbiegł z drugiej linii i w tłoku oddał precyzyjny strzał, podwyższając wynik na 3:0 dla swojego zespołu. Do ostatniego gwizdka rezultat się już nie zmienił. Chociaż obie drużyny spotkają się jeszcze w przyszłą środę w ramach rewanżu, wydaje się niemal pewne, że w 1/8 finału zamelduje się Paris Saint-Germain. Francuzi muszą budować pewność siebie, bo zwycięzca tego dwumeczu zmierzy się z jedną z dwóch najlepszych drużyn fazy ligowej: Liverpoolem bądź FC Barceloną. Ewentualny pojedynek z "Blaugraną" byłby z pewnością wyjątkowy dla Dembele, który w tym sezonie notuje życiową formę. Zwłaszcza początek 2025 roku jest imponujący w wykonaniu byłego zawodnika Barcelony. Doliczając dublet przeciwko Stade Brest, 27-latek od początku stycznia strzelił już aż 15 bramek w ośmiu spotkaniach na wszystkich frontach! To fenomenalny wynik, za który należy docenić Luisa Enrique. Przecież do tej pory popularny "Komar" znany był z wielu rzeczy, ale na pewno nie skuteczności i zimnej krwi pod bramką przeciwnika. W stolicy Katalonii jego bilans zamknął się na 40 trafieniach w 185 meczach. Uzbieranie takiej liczby zajęło mu sześć lat. Teraz, rozgrywając drugi sezon w Paryżu, już pokonał bramkarzy rywali 31-krotnie.