Zacznijmy od rzeczy najmniej znanej. Jeśli Tuchel jest dzisiaj w Paryżu, to stało się tak po części dzięki jednemu z dwóch bossów Bayernu, Karlowi-Heinzowi Rummenigge. Wiele wskazuje na to, że wbrew jego intencjom. W tle - a jakże - znalazła się wielka polityka. Niemiecki trener został wybrany przez władze w Dosze - bo to tam zapadają kluczowe decyzje, skoro PSG jest sztandarowym klubem szejków z Kataru - w dość nietypowych okolicznościach. Mimo że na stole była już zatwierdzona kandydatura Mauricia Pochettino, ówczesnego trenera Tottenhamu i byłego zawodnika w Paryżu, i mimo że Neymar - dopiero co sprowadzony do Francji - lobbował na rzecz Luisa Enrique, emir Tamim al-Thani dał zielone światło dla Thomasa Tuchela. Co ciekawe, bezpośredniego związku z wyborem trenera nie mieli ani prezes Nasser, choć to bardzo zaufany człowiek władz w Dosze, ani ówczesny dyrektor sportowy Antero Henrique. Nawiązanie kontaktu poszło po zupełnie innej linii. Politycznej. Tajemnicza interwencja konsula Kataru w Niemczech Nazwisko Tuchela zostało podsunięte emirowi przez... katarskiego konsula w Niemczech, a on z kolei niejednokrotnie słyszał, jak Rummenigge wypowiadał się o nim jednoznacznie pozytywnie. Jaki był więc dokładnie udział szefa Bayernu w zakontraktowaniu byłego trenera Borussii przez PSG - trudno jednoznacznie określić, ale że dołożył do tego cegiełkę, nie ma wątpliwości. Zresztą, o tym, że Tuchel jest ceniony przez Karla-Heinza Rummenigge niech świadczy fakt, że przynajmniej trzy razy miał propozycję, aby siąść na ławce mistrzów Niemiec. Jesienią 2017, tuż po porażce z... PSG w Lidze Mistrzów (0-3), gdy dość nieoczekiwanie zwalniano Carla Ancelottiego, było chyba najbliżej. Tuchel się nawet zgodził, ale chwilę później szefowie Bayernu (a tak naprawdę Uli Hoeness) zmienili zdanie, stawiając na bardziej doświadczonego Juppa Heynckesa. Kilka miesięcy później, wiosną 2018, nastąpiło kolejne podejście, aby po zakończonej szybkiej misji Heynckesa rozpocząć nowy etap w historii klubu. Tym razem było już za późno, bo Tuchel doszedł do porozumienia z katarskim PSG. Bayern wybrał Chorwata Niko Kovacza, ale gdy żegnał się z nim jesienią 2019, Tuchel znowu był sondowany. Według nieoficjalnych informacji, smaczku tej propozycji - z dzisiejszego punktu widzenia - dodawał fakt, że niektórzy zastanawiali się nawet nad duetem z Hansem-Dieterem Flickiem, który potem sam znakomicie sobie poradził i dzisiaj stanie naprzeciwko swojego rodaka. W każdym razie trener PSG odmówił, bo chce wypełnić kontrakt w Paryżu, który ma do 2021 roku. Dwie całkowicie różne filozofie budowy klubu Próba ściągnięcia do Monachium trenera mistrzów Francji może wydawać się anegdotyczna, bo tak naprawdę więcej dzieli oba kluby niż je łączy. A najbardziej to, że mamy do czynienia z dwiema diametralnie różnymi filozofiami budowy wielkiej marki. Z jednej strony Bayern, który ze swoją stabilną polityką ekonomiczną, do dzisiaj (poza nielicznymi wyjątkami) broni się przed wydawaniem dziesiątków milionów euro na zakup gwiazd, co przed kilkoma laty publicznie wyrzucał nawet Robert Lewandowski, zirytowany brakiem sukcesów na arenie międzynarodowej. Dość powiedzieć, że najdroższy transfer, jaki przeprowadzili Bawarczycy - w ubiegłym roku - dotyczy francuskiego obrońcy i mistrza świata Lucasa Hernandeza (80 mln euro), który na dodatek z powodu kontuzji był mało widoczny w tym sezonie.