Maciej Słomiński, Interia: Dziś wraca Liga Mistrzów. Czy ma pan nastawiony budzik i nie może się doczekać pierwszych meczów tych elitarnych rozgrywek? Jacek Krzynówek, 96-krotny reprezentant Polski: - Cieszę się na powrót Ligi Mistrzów, chociaż tego futbolu jest w telewizji dziś tyle, że nie będę wszystkiego oglądał od deski do deski. Gdy trafi się jakiś ciekawszy mecz z zainteresowaniem zasiądę przed telewizorem, lubię oglądać dobry futbol. Na pewno powrócą wspomnienia dotyczące wydarzeń, w których sam uczestniczyłem. Debiut w Champions League miał pan wymarzony - 15 września 2004 r. pana drużyna Bayer Leverkusen wygrała 3-0 z Realem Madryt. Tuż przed końcem pierwszej połowy strzelił pan piękną bramkę z dystansu. - W jednym z wywiadów mówiłem już: "Zamknąłem oczy i strzeliłem. Mogła równie dobrze polecieć nad trybuny. Nigdy nie mówię, że tak chciałem uderzyć, nie zakładałem takiego strzału. Ale kto nie ryzykuje, ten nie ma". 3-0 z Realem było sensacją. Pamięta pan jaka była atmosfera przed i po meczu? - Nie było strachu. W naszej drużynie grali mistrz świata (Brazylijczyk Roque Junior) i wicemistrzowie (Niemcy Carsten Ramelow i Bernd Schneider), byliśmy pewni swych umiejętności. Gdy spojrzymy na historię wielki Real Madryt nigdy nie miał łatwo z niemieckimi drużynami. Ten dzień był w Leverkusen wielkim świętem. Pamiętam, że nazajutrz trener Klaus Augenthaler powiedział, że życzyłby sobie, żebyśmy takie mecze jak z Realem transmitowane na cały świat grali co tydzień. Tak dobrze zagraliśmy. Przed erą polskiego trio w Dortmundzie (Lewandowski, Błaszczykowski, Piszczek) nie mieliśmy w Champions League wielu polskich akcentów. Pan miał pewne miejsce w Bayerze Leverkusen, który był groźny dla najlepszych. - Występowałem w Leverkusen przez dwa sezony, w pierwszym z nich zagrałem siedem razy w Lidze Mistrzów, zdobyłem trzy gole - z Realem, AS Roma i Liverpoolem. Mogło być gorzej. Można powiedzieć, że moje 5 minut trwało 7 meczów. Jacek Krzynówek zamknął oczy i strzelił bramkę Realowi Madryt Czy wyżej pan stawia występy w Lidze Mistrzów czy w reprezentacji Polski?- Nie porównuję tego, to dwa bieguny mojej kariery, chociaż mające na siebie wpływ. Dobra gra w kadrze napędzała mnie do udanych występów w klubie i na odwrót. Zdecydowanie wyżej stawiam jednak występy z orłem na piersi, to za każdym razem był ogromny zaszczyt. Zagrałem w polskiej kadrze aż 96 razy co uważam za ogromne osiągnięcie, zwłaszcza że nie byłem wcześniej w żadnych reprezentacjach młodzieżowych. Liga Mistrzów UEFA 2023/2024 w kanałach Polsat Sport Premium Czy dziś ma pan wciąż kontakt z ludźmi z Bayeru Leverkusen? - Mój kolega z boiska, Simon Rolfes jest dyrektorem sportowym, dlatego tym bardziej cieszę się z rozwoju drużyny, która obecnie przewodzi w Bundeslidze pod okiem trenera Xabiego Alonso. Śledzę losy wszystkich moich byłych klubów i Bayer Leverkusen nie jest wyjątkiem. Na początku kariery występował pan przez rok w Rakowie Częstochowa. To był inny klub niż dzisiaj. - Raków fantastycznie się rozwija, dzięki ciężkiej pracy wielu osób znalazł się o krok od Ligi Mistrzów. Częstochowa ma świetną drużynę, która niestety musi grać na obiekcie z poprzedniej epoki. Mocno wierzę, że to niebawem się zmieni. Na koniec nie może zabraknąć pytania o reprezentację Polski. Kto pana zdaniem zostanie wybrany jutro jej selekcjonerem? Czy trzyma pan kciuki za byłego trenera Rakowa, Marka Papszuna? - Cieszę się, że to nie ja muszę podjąć tę decyzję (śmiech). Jeśli chodzi o trenera Papszuna, należy pamiętać, że reprezentacja i klub to inna para kaloszy. Wydawało się, że z tej grupy eliminacyjnej nie da się nie awansować, tymczasem sytuacja stała się podbramkowa. Jestem jednak życiowym optymistą, wierzę, że wszystko jest jeszcze do uratowania. Drużyna narodowa musi pokazać charakter, przyjąć na klatę falę konstruktywnej krytyki. A my, kibice będziemy wierzyć, że zadziała tzw. "efekt nowej miotły". Wciąż mamy dobrych piłkarzy, którzy nie zapomnieli jak się gra. Wspomniałem wcześniej, że moje 5 minut trwało 7 meczów, a 5 minut Roberta Lewandowskiego trwa już kilkanaście lat. Właśnie za niego i jego Barcelonę będę najmocniej ściskać kciuki w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Rozmawiał Maciej Słomiński, Interia