Bayern Monachium rozpoczął sezon tak, jak wszyscy kibice tego klubu sobie życzyli. Ekipa z południa Niemiec rozgromiła słabszego rywala w pierwszej rundzie Pucharu Niemiec, a następnie wygrała trzy kolejne mecze w Bundeslidze. Vincent Kompany zaliczył więc dobry start w roli trenera, ale wraz z upływem kolejnych tygodni poprzeczka będzie tylko szła w górę. Już we wtorek Belg stanął przed ważnym wyzwaniem. Zadebiutował bowiem jako szkoleniowiec w Lidze Mistrzów. Na początek jego drużyna trafiła na teoretycznie słabszego rywala - Dinamo Zagrzeb. Liga Mistrzów. Bayern Monachium stłamsił Dinamo Bayern nie zamierzał czekać i od samego początku meczu chciał narzucić swoje warunki gry. Niemcy przeważali, często byli przed polem karnym gości i straszyli ich defensywę. W 9. minucie Jamal Musiala trafił nawet do siatki, ale sędzia dopatrzył się pozycji spalonej. Gol nie został więc uznany. Bajeczny gol nastolatka, a potem było jeszcze lepiej. Epickie otwarcie Ligi Mistrzów Kilka minut później doszło do sytuacji jeszcze ciekawszej. Bramkę zdobył Serge Gnabry, natomiast arbiter znów odgwizdał ofsajd. Na tym jednak jego interwencja się nie skończyła - na monitorze obejrzał całą akcję od początku i zauważył, że krótko przed strzałem w polu karnym faulowany był Aleksandar Pavlović. Podyktował więc jedenastkę dla gospodarzy, którą pewnie wykorzystał Harry Kane. W 19. minucie było1:0 na korzyść Bayernu. Monachijczycy nie zamierzali się zatrzymywać. Wyraźnie czuli się mocni i parli po kolejnego gola. Ten padł w 33. minucie. Kapitalną asystą popisał się Musiala, który półobrotem klatką piersiową zagrał do Raphaela Guerreiro. Portugalczyk huknął natomiast jak z armaty i bramkarz Dinama nie miał niczego do powiedzenia. W 38. minucie było już 3:0. Bayern błyskawicznie wznowił grę z rzutu rożnego, a Joshua Kimmich dośrodkował w szesnastkę. Do piłki dopadł Michael Olise i podwyższył wynik. Wyglądało więc na to, że kwestia zwycięstwa jest już przesądzona. Bayern Monachium - Dinamo Zagrzeb. Wstrząs, a potem znów pogrom No właśnie. Wydawało. Tuż po przerwie na stadionie w Monachium zadziały się bowiem niebywałe rzeczy. Zaczęło się od wymuszonej zmiany kontuzjowanego Manuela Neuera, którego zastąpił Sven Ulreich. W kolejnych minutach gospodarze nie przypominali samych siebie - stracili dwie bramki, a Dinamo złapało kontakt. Było 3:2 (gole Bruno Petkovicia i Takui Ogiwary) i w szeregach Bawarczyków zrobiło się nerwowo. Tragiczne wieści przed meczem Ligi Mistrzów. Nie żyje kibic, dramat po przylocie Od czego są jednak w drużynie wielcy napastnicy - można by zapytać. W 57. minucie Harry Kane pokazał snajperski instynkt i dopadł do odbitej przez Ivana Nevisticia piłki. Zwiększył przewagę monachijczyków do dwóch bramek - było 4:2. W 61. minucie Niemcy udowodnili natomiast, że początek drugiej połowy był tylko wypadkiem przy pracy. Olise podwyższył bowiem na 5:2. W 73. minucie ponownie do głosu doszedł natomiast Kane, który wykorzystał drugą w tym spotkaniu jedenastkę. Ustrzelił tym samym hat-tricka (i to pomimo faktu, że w międzyczasie sędzia nie uznał mu jednego z goli). Anglikowi wciąż było jednak mało. Zaledwie pięć minut później znów trafił. I znów z jedenastu metrów. Podwyższył na 7:2 ku ogromnej radości fanów na trybunach. To - jak się okazało - jeszcze nie był ostatni bramkowy akcent tego absolutnie szalonego spotkania. W 85. minucie Leroy Sane dopisał swoje nazwisko do protokołu. W doliczonym czasie gry gola strzelił natomiast Leon Goretzka. Ostatecznie Bayern wygrał więc 9:2. Jakub Żelepień, Interia