- Jako widz chce po prostu w pełni cieszyć się tym finałem. Nie widzę wyraźnego faworyta, ale nie ukrywam, że serce na pewno będzie kibicować Realowi - przyznaje Pochettino PSG było pierwszą w tej edycji "ofiarą" Santiago Bernabeu, gdzie mimo posiadania korzystnego wyniku, nie udało im się ostatecznie awansować. Pierwsze show z wielu w fazie pucharowej zaprezentował Karim Benzema, który w zasadzie w pojedynek rozmontował paryski zespół. W kolejnych rundach o tym, że "120 minut na Bernabeu jest bardzo długie" przekonał się angielski duet - Chelsea i Manchester City. - W Paryżu byliśmy wyraźnie lepsi, podobnie przez 60 minut na Bernabeu, mieliśmy wiele sytuacji. Potem przyszedł błąd sędziego, bo uważam, że Benzema faulował Donnarummę. Błędna decyzja arbitra nie usprawiedliwia jednak tego, co wydarzyło się później. Zespół nie był w stanie poradzić sobie z psychologicznym wpływem straty gola w Madrycie - wspomina tamten mecz Pochettino. Liga Mistrzów. Mauricio Pochettino będzie kibicował Realowi Madryt Argentyńczyk zdecydował się też na małą analizę obu finalistów. - Wszystko zależy od formy dnia. Real miał mniej stresu i ze spokojem mógł się przygotować, zarządzać czasem. Liverpool musiał zagrać finał Pucharu Anglii i do końca walczyć na 100% w Premier League. Poziom stresu u piłkarzy może być wysoki. W finałach zawsze szanse trzeba podzielić na pół, a najczęściej decydujące okazują się czynnike takie jak szczęście, forma w danym momencie czy błysk jednego piłkarza - tłumaczy. Tak się składa, że w szeregach obu zespołów są zawodnicy z możliwościami na błysk, o którym wspomina Pochettino. - Wszyscy wskazują Benzemę lub Salaha, a nie można zapominać jeszcze chociażby o Mane. Francuz miał wspaniały sezon, dla mnie to jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy, napastnik świata. Pojedynek właśnie z Salahem czy Mane będzie czymś pięknym - dodaje były trener Tottenhamu.