Manchester City w miniony weekend zapisał się w historii futbolu. Drużyna prowadzona przez Pepa Guardiolę wygrała w Turcji 1:0, a zwycięskiego gola strzelił pomocnik Rodri w 68. minucie spotkania. Inter Mediolan robił, co mógł, ale po końcowym gwizdku to gracze "The Citizens" mogli cieszyć się z pucharu. Zadowolony z postawy piłkarzy był główny szkoleniowiec ekipy, który zdobył w tym sezonie potrójną koronę. "Phil Foden miał okazję na 2:0, a w końcówce rywale mogli wyrównać. To nasze zwycięstwo było zapisane gdzieś w gwiazdach. Ten sezon należał po prostu do nas" - mówił dumny Hiszpan, który czekał na wygraną w tych rozgrywkach od 2011 roku. Dla 52-letniego trenera był to trzeci taki tryumf w Lidze Mistrzów. W przeszłości dwa razy świętował z Barceloną. "Wcześniejsze zwycięstwa były wyjątkowe, ale w Manchesterze traktowano mnie jak swojego syna" - dodał wzruszony. Miał zastąpić Lewandowskiego. Podjął zaskakującą decyzję Głośno w Anglii o geście Pepa Guardioli. Nie wziął pieniędzy dla siebie Za zwycięstwo w Lidze Mistrzów, Premier League i w Pucharze Anglii, na Hiszpana czekała sowita wypłata. Szkoleniowiec miał otrzymać od swoich pracodawców premię w wysokości aż 750 tys. funtów (czyli około 4 mln. złotych). Jak się okazuje, Guardiola po sezonie pełnym sukcesów nie przyjął tej nagrody. Zagraniczni dziennikarze ujawnili, że pracownicy administracyjni "The Citizens" zwykle nie otrzymują pokaźnych premii za sukcesy klubu. Teraz jednak sytuacja się zmieniała, a to wszystko za sprawą niezwykłej hojności hiszpańskiego szkoleniowca. Grzegorz Lato przestrzega Roberta Lewandowskiego i "demaskuje" Fernando Santosa. "Selekcjoner wie"