Błyskawiczny start Kopenhagi, dobra forma Grabary Po bezbramkowym remisie w pierwszym spotkaniu Kopenhaga postanowiła błyskawicznie zabrać się do pracy w stolicy Czech. Niektórzy kibice Sparty stali jeszcze pewnie w kolejce po piwo (bądź inny napój chłodzący), a ich zespół już musiał gonić wynik. Goście potrzebowali bowiem zaledwie kilkunastu sekund, by wyjść na prowadzenie. Po rozpoczęciu spotkania szybko przenieśli grę pod pole karne rywali, a tam po sprawnym rozegraniu piłkę przejął Jordan Larsson i strzałem lewą nogą zza pola karnego dał swojej drużynie niezwykle ważnego w kontekście awansu gola. Po drodze jeszcze mały rykoszet zmylił bramkarza gospodarzy i Sparta miała spory problem. Trener rywali Rakowa nie gryzie się w język. Oberwało się Polakom Mimo wielu transferowych plotek Kamil Grabara bez zmian jest numerem jeden w bramce Kopenhagi i tak samo było w Pradze. Polak jeszcze przed przerwą musiał się mocno napracować, bo gospodarze momentalnie ruszyli do odrabiania strat. Grabara potwierdził jednak bardzo dobrą dyspozycję z zeszłego sezonu i odbijał kolejne strzały rywali. Zaliczył nawet jedną podwójną interwencję, po której jeden z kibicowskich portali duńskiego klubu relacjonujący spotkaniem nazwał go wręcz "Manuelem Neuerem". Późna nagroda za naciski Sparty Sparta kontynuowała atak także po zmianie stron i w 56. minucie Generali Arena mogła wreszcie krzyknąć z radości, kiedy po rzucie rożnym Ladislav Krejci strzałem głową dał swojej drużynie remis. Szczęście trwało jednak krótko, bo sędzia główny szybko dostał informację z wozu VAR, że sytuacja wymaga przeanalizowania. Powtórki pokazały, że rzeczywiście przed strzałem jeden z kolegów Krejciego starł się z rywalem, a arbiter uznał, że kontakt był na tyle duży, że gościom należy się rzut wolny. Praska publika przyjęła to oczywiście ogromnymi gwizdami. Naciski Sparty przyniosły wreszcie skutek w 80. minucie. Veljko Birmancević zdecydował się na indywidualną akcję, odważnie wchodząc w pole karne. Wygrał pozycję z jednym z rywali, który nie zdecydował się na ostrzejszą interwencję w strachu przed rzutem karnym, w konsekwencji jego zespół poniósł jeszcze większą szkodę. Birmancević znalazł się bowiem kilka metrów przed bramką i uderzył w kierunku bliższego słupka, Grabara próbował jeszcze interweniować, ale piłka lecąca z bardzo bliska ostatecznie prześlizgnęła mu się między nogami. W końcówce Grabara odbił jeszcze jeden groźny strzał po stałym fragmencie gry i w efekcie oglądaliśmy dogrywkę. Kameruńczyk nie zagrał w Lidze Mistrzów przez brak wizy. Ma rosyjskie obywatelstwo Niesamowita dogrywka, Grabara bohaterem w karnych O dogrywce tego spotkania można byłoby napisać oddzielną historię godną dobrego filmu akcji. W roli głównej wystąpiliby piłkarze Kopenhagi, którzy jak dobry bohater tego typu filmów podnosili się mimo ciosów otrzymymwanych z każdej strony. Najpierw Qazim Laci chyba pozazdrościł Franowi Tudorowi i kapitalnym strzałem z rzutu wolnego dał Sparcie prowadzenie 2:1. Na to trafienie błyskawicznie odpowiedział Viktor Claesson, co jednak nie było końcem strzelaniny. Tuż po zmianie stron do siatki trafił Victor Olatunji, znów wyprowadzając Spartę na prowadzenie. Claesson znów jednak powiedział "nie". Szwed znów idealnie znalazł się w polu karnym i dał swojej drużynie szansę na awans w serii rzutów karnych. Duńczycy wykorzystali ją z nawiązką, a Czechów nieco zjadły chyba nerwy. Najpierw pomylił się Krejci, nie trafiając nawet w bramkę, a w czwartej serii Sorensen chciał bezpiecznie uderzyć w środek bramki, ale świetnie wyczuł go Grabara, zostając na nogach i odbijając strzał. 17-letni Roony Bardghji wziął na barki odpowiedzialność strzelania decydującego karnego i wywiązał się z roli znakomicie, ładną "panenką" zapewniając Kopenhadze awans. Ciężki teren w Kopenhadze Raków czeka zatem wyjazd na słynne Parken w Kopenhadze, a ten stadion może nie kojarzyć się najlepiej polskim kibicom. Najświeższe wspomnienie to 2017 rok i mecz reprezentacji Polski w ramach eliminacji mistrzostw świata, zakończony przegraną 0:4 z Danią. Była to najboleśniejsza porażka w całej kadencji Adama Nawałki, a dla wielu początek końca jego pracy w kadrze. W XXI wieku polskie kluby sześciokrotnie mierzyły się z duńskimi i bilans jest dosyć mało korzystny. W 2010 roku Legia Warszawa odpadła z Ligi Europy po dwumeczu z Broendby (1:1 i 2:2 w Warszawie), w 2011 Wisła Kraków mierzyła się z Odense w fazie grupowej tych rozgrywek (porażka 1:3 i wygrana 2:1), w 2014 roku Ruch Chorzów dokonał niespodzianki i wyeliminował Esbjerg (0:0 i 2:2 w meczu wyjazdowym), w 2016 Zagłębie Lubin odpadło w rywalizacji z Sonderyjsk (1:2 i 1:1). Dwukrotnie nasze zespoły grały też z Midtjylland. W 2015 roku Legia w grupie Ligi Europy (1:0 i 0:1), aż wreszcie dochodzimy do ostatniej rywalizacji polsko-duńskiej, kiedy w 2017 roku Arka Gdynia po bardzo wyrównanej walce odpadła, kiedy po wygranej 3:2 u siebie przegrała 1:2 mecz wyjazdowy. Pierwsze mecze rundy play-off Ligi Mistrzów odbędą się 22 i 23 sierpnia, a rewanże 29 i 30 sierpnia.