Niezwykle blisko, a przy tym bardzo daleko od piłkarskiego raju - w takiej sytuacji znalazł się przed IV rundą eliminacji Ligi Mistrzów Raków Częstochowa. Sam awans na ten etap walki o Champions League i zapewnienie sobie miejsca przynajmniej w fazie grupowej Ligi Europy stanowił spory sukces. Apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia i zgodnie z tą filozofią zdawali się postępować podopieczni trenera Dawida Szwargi. 32-letni szkoleniowiec miał jednak przed meczem z FC Kopenhaga spory ból głowy. Ogromna wyrwa powstała bowiem w obronie mistrza Polski. Z gry wykluczony został Stratos Svarnas, a lider linii defensywnej Zoran Arsenić, który także zmagał się z problemami, zasiadł tylko na ławce rezerwowych. Tuż przed meczem z nieba lunęła ulewa. A przez hymn Ligi Mistrzów, który rozbrzmiał z głośników na stadionie w Sosnowcu, przebijały się odgłosy burzy. Wielkich "huków" długo brakowało jednak na murawie. Można było się spodziewać, że piłkarze Kopenhagi od początku będą chcieli zdominować Raków, lecz ta sztuka w pierwszych minutach kompletnie nie udała się przyjezdnym. Raków zaczął odważnie i z pewnością siebie. Dodatkowo starał się ją odebrać przeciwnikom, świetnie grając w pressingu i dokonując kilku groźnych odbiorów. Dwa razy korzystał z nich Fabian Piasecki, który dwukrotnie pognał z piłkę w stronę bramki Kamila Grabary. Za pierwszym razem został zatrzymany w "szesnastce", a za drugim huknął z dystansu. Nasz golkiper interweniował niepewnie, ale odbijając piłkę od murawy zatrzymał strzał. Raków Częstochowa - FC Kopengaha. Ogromy pech mistrza Polski Niestety, tak wiele szczęścia nie miał Vladan Kovacević, który w 9. minucie skapitulował w koszmarnie nieszczęśliwej sytuacji. Pokonał go de facto... kolega z drużyny - Bogdan Racovitan. To od rumuńskiego zawodnika odbiła się piłka po zagraniu Mohameda Elyounoussiego i wpadła do siatki tuż przy bliższym słupku. Na domiar złego mistrzowie Polski po kilku minutach otrzymali kolejny cios. Na murawę upadł Jean Carlos, który natychmiast zasygnalizował ręką konieczność przeprowadzenia zmiany. I choć po dłuższej przerwie i interwencji sztabu medycznego wrócił na boisko, po chwili musiał je opuścić. Jego miejsce zajął Deian Sorescu. W 25. minucie, gdy Fabian Piasecki uderzał z ostrego kąta, zła karta mogła się obrócić. Bramka wyrównująca niosłaby zapewne Raków jeszcze lepiej, niż niesłabnący doping. Niestety napastnik mistrza Polski uderzył wysoko nad bramką. O ile pressing Rakowa działał bardzo dobrze, to nie można było powiedzieć tego o ofensywie naszej ekipy, która miała problemy ze stwarzaniem okazji strzeleckich. Duński rywal Rakowa Częstochowa dokonał niemożliwego. Poda kibiców do sądu Raków bez gola po interwencji VAR. A było tak blisko Kibice domagający się "Ligi Mistrzów" dla Rakowa wierzyli jednak w swoich ulubieńców i w końcu stadion w Sosnowcu mógł eksplodować z radości - niestety tylko na moment. Gol strzelony głową przez Giannisa Papanikolaou po interwencji systemu VAR nie został uznany. Kopenhaga wciąż prowadziła jedną bramką i taki wynik utrzymał się aż do przerwy, choć w doliczonym czasie gry piłkarze Rakowa domagali się jeszcze rzutu karnego za zagranie ręką. Po przerwie trybuny po raz pierwszy przerwały doping, by wyrazić ekscytację tym, co dzieje się na murawie dopiero w 58. minucie. Wówczas strzał z dobrej pozycji oddawał Deian Sorescu, ale nie dokręcił piłki , która poszybowała nad poprzeczką. Później Dawid Szwarga zdecydował się na kolejną zmianę - Sonny Kittel przybił przy linii bocznej piątkę z Marcinem Cebulą. Przymierzany niegdyś do polskiej kadry pomocnik szybko miał swoją okazję, by wyrównać stan gry, ale przestrzelił po wrzuceniu piłki w pole karne. Przyjezdni odpowiedzieli niezłym strzałem Mohameda Elyounoussiego, obronionym przez Vladana Kovacevicia. Kopenhaga jednak wciąż nie potrafiła pokazać, że zasłużenie prowadzi i jest drużyną lepszą. A Raków wciąż próbował tak jak w 75. minucie, gdy głową uderzał Adnan Kovacevic, lecz znów zabrakło celności. Raków Częstochowa walczył do końca, ale FC Kopenhaga jest bliżej Ligi Mistrzów Trener Dawid Szwarga podjął ostatnią próbę odwrócenia losów meczu swoimi decyzjami, dokonując potrójnej zmiany. I tak na boisku pojawili się Ben Lederman, Srdjan Plavsic oraz Łukasz Zwoliński. Ostatni z nich zapewne widział już oczyma wyobraźni piłkę w siatce w 83. minucie, lecz ostatniej chwili zatrzymał go obrońca dokonujący ryzykownej interwencji. Niestety, mimo starań piłkarze Rakowa Częstochowa nie zdołali już doprowadzić do wyrównania. Porażka 0:1 na własnym terenie stawia ich w trudnym położeniu przez rewanżem na Parken, który zostanie rozegrany w przyszłą środę. Ale choć Liga Mistrzów nieco się oddaliła od mistrza Polski, sprawa wciąż pozostaje otwarta.