Galatasaray nie zamierzał się jakoś specjalnie rzucać na Bayern, piłkarze z Turcji pamiętali, jak skończyło się pierwsze spotkanie w Stambule. Gdy za swoją ambicję i dominację w pierwszej połowie, którą powinni wygrać może nawet i dwoma bramkami, a zremisowali 1:1, zapłacili sporo w drugiej części. I przegrali 1:3. No i na Allianz Arenie rzadko komu udaje się coś ugrać. Sześcioletnia passa domowych zwycięstw Bayernu w fazie grupowej Ligi Mistrzów robi jednak wrażenie na każdym, kto przyjeżdża do stolicy Bawarii. Także na graczach Galatasaray. Zaskakujący początek, świetna okazja mistrza Turcji. Bayern bił głową w mur Mistrz Turcji czaił się na kontrataki, już w 3. minucie Mauro Icardi znalazł się w sytuacji sam na sam. Owszem, był na spalonym, co w końcu pokazał sędzia, ale przegrał też pojedynek z Manuelem Neuerem. Był to sygnał ostrzegawczy dla gospodarzy, musieli uważać w obronie. Szybko odpowiedzieli uderzeniem z dystansu, ale Muslera zatrzymał strzał pod poprzeczkę w wykonaniu Harry'ego Kane'a. Galatasaray miał pomysł, jak neutralizować największe atuty Bayernu. Owszem, gospodarze mieli przewagę, niewiele z niej jednak wynikało. Były sytuacje Jamala Musiali czy Leroya Sane, ale i Fernando Muslera pozostawał czujny w bramce rywali. W niektórych momentach goście wychodzili wyżej pressingiem, Bayern miał wtedy problemy z wyjściem z własnej połowy. A tuż przed przerwą Icardi zmarnował kolejną świetną sytuację, Neuer znów okazał się lepszy. A i jeszcze po ponowieniu akcji strzału nie zdołał oddać Hakim Ziyech. Icardi trafił, sędziowie nie uznali gola. Trafił Kane, też nie uznali. I zdanie zmienili Tak jak się można było spodziewać, po zmianie stron Bawarczycy uzyskali większą przewagę, ale też i Galatasaray bronił się całkiem mądrze. Nie w swoim polu karnym, a bliżej linii środkowej, odpychając rywali od możliwości oddawania strzałów. Próbował Kane, trafił w słupek, ale to był raczej wyjątek. W końcu Neuera pokonał Icardi - tu jednak sędziowie nie mieli wątpliwości, że znajdował się na spalonym. Minuty mijały, przewaga Bayernu była coraz większa, zmiennicy atakowali z wielką ochotą, ale to Galatasaray był coraz bliżej odniesienia sukcesu. Sukcesu, czyli wywiezienia remisu. W 80. minucie Bayern w końcu dopiął swego - po rzucie wolnym Joshuy Kimmicha Kane w końcu pokonał Muslerę. Radość szybko zamieniła się w niepewność - sędzia-asystent podniósł chorągiewkę. Anglik nie był na spalonym, ale za obrońcami znalazł się Mathys Tel, który mógł przeszkadzać obrońcom Galatasaray. Weryfikacja nie trwała jednak długo, bramka została uznana. Tyle że za chwilę sędziowie znów coś sprawdzali, decyzji jednak nie zmienili. Całe 80 minut świetnej pracy klubu ze Stambułu poszło więc na marne. Bayern zadał drugi cios, mógł i trzeci. I... zrobiło się nerwowo Trudno było wierzyć, że Galatasaray jeszcze będzie w stanie zadać cios. Był już tej jesieni szalony mecz na tym stadionie z Manchesterem United, z bramkami w doliczonym czasie, dziś Bayern znów się obronił. Nie dopuścił do szybkiego zagrożenia pod bramką Neuera, a kapitalna kontra w 86. minucie przypieczętowała sukces. Zakończył ją zaś... Kane - o Robercie Lewandowskim kibice mistrza Niemiec zdążyli już zapomnieć. Bayern szedł za ciosem, wyśmienitą okazję miał jeszcze Thomas Müller i... to Galatasaray odzyskał jednak nadzieję. W 93. minucie po kontrze trafił Cédric Bakambu - gościom zostały jeszcze trzy minuty na sprawienie sensacji. I ten sam zawodnik dwie minuty później był bliski wyrównania! Skończyło się jednak na 2:1 - Bayern zapewnił już sobie awans do fazy pucharowej z pierwszej pozycji.