Aż trudno uwierzyć w historię Unionu Berlin w korporacyjnym świecie "modern football". Możni europejskiego futbolu robią wszystko, aby ograniczyć przypadek do minimum i ograniczyć udział takich właśnie kopciuszków w Lidze Mistrzów. Bo przecież Union, który dziś wybiegnie na swój pierwszy w historii mecz Champions League na legendarnym Estadio Bernabeu takim kopciuszkiem jest, mając w swojej gablocie zaledwie jedno trofeum - to puchar NRD zdobyty w 1968 r. Po drugiej stronie muru Union został założony 17 czerwca 1906 r. jako Olympia 06 Oberschöneweide. Niemcy po wojnie zostały podzielone, tak samo jak ich stolica. Wtedy jeszcze muru nie było, a Union znalazł się w radzieckiej strefie okupacyjnej, a potem w NRD. Tuż po wojnie klub został rozwiązany i założony na nowo. W powojennym podzielonym Berlinie polityka wdzierała się w każdą dziedzinę życia. W 1950 r. część pierwszego zespołu uciekła do Berlina Zachodniego, by utworzyć nowy klub S.C. Union 06. Ci którzy pozostali w DDR przechodzili różne koleje losu i różne nazwy, gdy powstał wreszcie liczący 155 km mur berliński w 1961 r. klub spadł do III ligi NRD. Ostatecznie w styczniu 1966 r. stanęło na dzisiejszej nazwie 1. FC Union Berlin. Dwa lata później skromny klub zdobył swe jedyne trofeum - Puchar NRD bijąc w finale Carl-Zeiss Jena 2-1. Nie mając wsparcia wojska jak Vorwaerts, a zwłaszcza wszechmocnej tajnej policji Stasi jak BFC Dynamo (to był taki DDR-owski Bayern), Union migrował między pierwszą i drugą ligą wschodnioniemiecką. Stała się również rzecz niezwykła - z tęsknoty za normalnością i zjednoczonymi Niemcami, wielu kibiców Unionu (choć była ich wtedy garstka) zaczęła również dopingować...Herthę, która grała po drugiej stronie muru. Na pustawym stadionie An der Alten Försterei (co można przetłumaczyć jako: "U starego leśniczego") czasem wybuchała radość w zupełnie niespodziewanym momencie - na boisku nic się nie działo, ale kibice słuchali radia i właśnie Hertha strzeliła gola po drugiej stronie muru. Znane były tez przypadki, że kibice Unionu jeździli na wyjazdowe mecze Herthy w europejskich pucharach - np. w 1979 r. w Duklą Praga. Wolność Gdy padł mur w 1990 r. Union grał w drugiej lidze NRD, za rywala mając m.in. Aktivist Schwarze Pumpe (czyli czarne gacie). Po zjednoczeniu Niemiec trochę się pozmieniało i dziś kibiców Unionu i Herthy nie łączą przyjazne relacje, a wszystko dlatego że to Union jest wyżej notowany. Gra w Lidze Mistrzów, a Hertha w drugiej lidze. Nieprawdopodobna historia. Kto dziś gra z kim w Lidze Mistrzów W 2019 r. Union po raz pierwszy w historii awansował do Bundesligi, a gdy w trakcie sezonu 2022/23 objął przodownictwo w tabeli, był pierwszy raz liderem na najwyższym szczeblu od... 1970 r., gdy "Die Eisern" przodowali w NRD-owskiej Oberlidze. Hertha zaczęła pikować, a Union przyjął odwrotną trajektorię. W 2019 r. awans do Bundesligi i kolejno miejsca: 11, 7, 5 i 4. Krok po kroku, coraz wyżej, poprzedni sezon to 1/8 finału Ligi Europy i kwalifikacja do Champions League w sezonie 2023/24. Wszystko pod czujnym okiem trenera Ursa Fischera, który przejął drużynę w 2018 r. U starego leśniczego Tylko szkoda w tej romantycznej historii, że mecze Ligi Mistrzów nie będą rozgrywane na stadionie w lesie An der Alten Försterei, a na dość bezdusznym Stadionie Olimpijskim, na którym ligowe mecze rozgrywa drugoligowa dziś Hertha Berlin. An der Alten Försterei jest domem Unionu od 1920 r. To obiekt unikalny w skali europejskiej. To obiekt z duszą, dosłownie i w przenośni. Gdy w 2009 r. Union awansował do 2. Bundesligi, a obiekt nie spełniał warunków, kibice wzięli sprawę w swoje ręce. Dokładnie 2333 z nich przepracowało ponad 140 tysięcy godzin w czynie społecznym, by dostosować ukochany stadion do wymagań ligowych. To kibice Unionu zaczęli zwyczaj śpiewania kolęd na swoim stadionie. Zaczęli od 89 osób w 2003 r., dziś śpiewać przychodzi po 30 tysięcy kibiców, na obiekt który mieści 23 tysiące. Dziś stadion "u starego leśniczego" wciąż ma tylko trzy trybuny, na których są tylko miejsca stojące. Nie ma ekranów z powtórkami ciekawych akcji, nie ma muzyki po bramkach, nie ma zapiewajły, który ma mówić co mają robić kibice. Oni przecież doskonale to wiedzą. Maciej Słomiński, Interia