W pierwszym meczu na Santiago Bernabeu piłkarze stworzyli wyjątkowy spektakl. Nie brakowało wielu zwrotów akcji, bo Manchester City tracił dwukrotnie prowadzenie, a większość z sześciu bramek, które padły była nieprzeciętnej urody. Ostatecznie spotkanie zakończyło się remisem 3:3. W związku z tym, że twierdza Etihad Stadium nie została zdobyta w Lidze Mistrzów od sześciu lat i Real Madryt nie potrafił zwyciężyć w ostatnich pięciu spotkaniach na stadionie "Obywateli", to piłkarze Pepa Guardioli uchodzili za nieznacznych faworytów tego starcia. Szybki gol Realu, a potem dominacja City. De Bruyne nękał Łunina Pierwsze minuty były nieco chaotyczne. Piłkarze obu zespołów łatwo tracili piłkę i było trochę niedokładności. Jako pierwsi zagrożenie stworzyli gospodarze, ale to goście najpierw wyszli na prowadzenie i udało im się to całkiem szybko. Już w 13. minucie piłkę w środkowej strefie boiska otrzymał Jude Bellingham, który popisał się znakomitym przyjęciem. Następnie Anglik nieco zwolnił, rozejrzał się, zszedł bliżej prawej strony i podał do Viniciusa Jr. Brazylijczyk popędził pod pole karne rywala i zagrał futbolówkę wszerz pola karnego do Rodrygo, a ten "na dwa razy" pokonał Edersona, bowiem jego rodak zdołał obronić pierwszy strzał. Piłkarze Pepa Guardioli dobrze zareagowali na straconą bramkę i starali się szybko odpowiedzieć. Sygnał do ataku dał Kevin de Bruyne, który co chwilę próbował zaskoczyć Andrija Łunina z dystansu. Koledzy szukali też w polu karnym Erlinga Haalanda i Norweg był bardzo blisko trafienia w 20. minucie. Piłka wylądowała jednak tylko na poprzeczce. Od momentu utraty gola "Obywatele" na około kwadrans wręcz zamknęli rywala na jego własnej połowie. W 28. minucie z daleka huknął de Bruyne i Łunin musiał wyciągnąć się jak struna, ale zdołał sparować piłkę na rzut rożny. W 36. minucie akcję lewą stroną przeprowadził Jack Grealish, ale jego strzał zdołał zablokować Antonio Ruediger i futbolówka trafiła jedynie w boczną siatką. Przed przerwą Łunina mógł zaskoczyć kompletnie de Bruyne. Rozgrywający znakomite zawody Belg w 45. minucie omal nie wkręcił piłki z rzutu rożnego, ale Ukrainiec znów pofrunął i nie dopuścił do wyrównania. City zdecydowanie zdominowało Real w pierwszej połowie, ale "Królewscy" nie dopuszczali rywali do stuprocentowych sytuacji, mądrze się broniąc. Ostatecznie goście schodzili do szatni z jednobramkowym prowadzeniem. Manchester City dopiął swego, ale drugiego gola już nie zdobył. Potrzebna była dogrywka Druga połowa rozpoczęła się tak, jakby piłkarze nie byli na przerwie, bo wciąż dominowali piłkarze Manchesteru City. W 49. minucie potężny strzał na bramkę "Królewskich" oddał Grealish, ale znów skutecznie interweniował Łunin. Real tylko nieśmiało odpowiadał. Rodrygo znów spróbował szczęścia pod bramką Ederson, ale jego uderzenie przeleciało wysoko nad poprzeczką. Gospodarze nękali gości rzutami rożnymi. Wielokrotnie "kotłowało się" w polu karnym Realu, ale piłkarzom Carlo Ancelottiego udawało się wychodzić z opresji obronną ręką. Madrytczycy cały czas byli przyczajeni, koncentrując się na obronie i szukając szans na błyskawiczne kontrataki. Kolejne minuty były nieco bardziej spokojne, ale wciąż inicjatywa była po stronie Anglików. Po dłuższej chwili "oddechu" w 70. minucie "Obywatele" stanęli przed kolejną szansą. Kapitalne prostopadłe podanie na lewą flankę posłał Rodri i Grealish wpadł z piłką w pole karne, po czym oddał silny strzał, który, a jakże by inaczej, zatrzymał znakomicie dysponowany Łunin. 77. minuta wreszcie przyniosła upragnionego gola graczom z Manchesteru. Dogranie Jeremy'ego Doku niefortunnie wybijał Ruediger, który skierował futbolówkę tuż pod nogi de Bruyne, a Belg nie mał problemów, by z najbliższej odległości pokonać Łunina. Już chwilę poźniej znów mógł zdobyć gola, ponownie próbując strzału spoza pola karnego. ale Ukraiński bramkarz z tego typu strzałami radził sobie fenomenalnie, bo i tym razem wyciągnął się do granic możliwości, parując uderzenie. Ostecznie do końca regulaminowego czasu gry obie drużyny nie potrafiły przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść, dlatego konieczna była dogrywka. Pierwsza część dogrywki nie przyniosła kolejnego trafienia. Obraz gry wyglądał trochę podobnie, co do poprzednich 90. Manchester City dominował, Real Madryt szykował się na kontry, tyle że ze względu na zmęczenie tempo gry nieco spadło. Najgroźniejszą sytuację tuż przed jej końcem stworzyli goście. Najpierw mieli rzut rożny, ale piłkarze Guardioli zdołali oddalić zagrożenie. Ostatecznie indywidualną akcję przeprowadził lewym skrzydłem i dośrodkował, a tam nieczysto w piłkę trafił Ruediger i zamiast odkupić winy za straconego gola nie trafił nawet w światło bramki. W drugiej połowie działo się jeszcze mniej. Obie ekipy były coraz bardziej wyczerapne, popełniały proste techniczne błędy i nie fundowały już tak ciekawego widowiska. Losy ćwierćfinału rozstrzygnęły się w rzutach karnych. W pierwszej serii strzał Luki Modricia obronił Edereson. W kolejnej serii bardzo nieudolnie strzelał Bernardo Silva. Portugalczyk wycelował w środek, a Łunin wyczuł jego intencje i się nie ruszył, łapiąc bez problemu piłkę. W następnej rundzie znów popisał się Łunin, który fenomenalnie obronił uderzenie Mateo Kovacicia. W piątej kolejce niespodziewanie do piłki podszedł Ederson i pewnie trafił do siatki, ale decydujący karny należał do Ruedigera, który dał awans Realowi do półfinału. W nim "Królewscy" zmierzą się z Bayernem Monachium.