Starcie w Liverpoolu od początku było określane jako konfrontacja Dawida z Goliatem. Miejscowi zaliczyli fenomenalny start w Lidze Mistrzów i po trzech kolejkach nie stracili choćby jednego punktu. Goście złapali z kolei delikatną zadyszkę. W Bundeslidze zremisowali na własnym terenie z VfB Stuttgart. W Champions League także dość niespodziewanie punkty urwał im francuski Brest. Powrót podopiecznych Xabiego Alonso z Wysp z jakimikolwiek dorobkiem zostałby pewnie okrzyknięty nie lada sensacją. Ekipa mająca siedzibę u naszych zachodnich sąsiadów potyczkę rozpoczęła zresztą nie najgorzej. Długo utrzymywał się bezbramkowy remis. W końcówce nawet Niemcy dostali ogromne powody do radości. Tuż przed doliczonym czasem gry piłkę w siatce umieścił Jeremie Frimpong. Holender wraz z kolegami długo się nie nacieszył. Do akcji wkroczył VAR. Powtórki wykazały zagranie futbolówki ręką. Od tego momentu spotkanie stało się zdecydowanie bardziej widowiskowe. Hat-trick Luisa Diaza. Kolumbijczyk bohaterem Liverpoolu w drugiej połowie Pierwszy gol w końcu padł, ale dopiero po upływie godziny gry. Anfield do euforii doprowadził Luis Diaz. Kolumbijczyk na dobre nie ochłonął, a już ponownie celebrował kolejny sukces wraz z zespołowymi partnerami. Na listę strzelców tuż obok niego wpisał się Cody Gakpo. Oba trafienia dzieliły zaledwie dwie minuty. Niemcy nie zdołali odpowiedzieć. Jedyne co mogli zrobić, to bronić się przed tym, by uniknąć większego pogromu. Nie udało się. W samej końcówce ponownie o swoim istnieniu przypomniał Luis Diaz. Bohater "The Reds" jeszcze dwukrotnie nie dawał żadnych szans Lukasowi Hradecky’emu, za co w nagrodę zabrał do domu futbolówkę, ponieważ zanotował zasłużonego hat-tricka. Zasłużone, ale pierwsze miejsce w tabeli utrzymał natomiast Liverpool. Wyspiarze w kampanii 2024/25 grają jak z nut i są jedynym zespołem z czterema triumfami na koncie. Prawdziwe wyzwanie podopiecznych Arne Slota czeka już niebawem. 27 listopada na Anfield zmierzą się oni z podrażnionym Realem Madryt.